Berło starości
Dla Adama nastał spokojny czas. Nigdzie się nie spieszył, nie musiał spoglądać na zegarek. Mówił, że każdy dzień w tygodniu to dla niego niedziela. Mógł usiąść przy stole i czekać, aż zaczną spadać płatki z bukietu stojącego w kryształowym wazonie. I widział, jak spada jeden po drugim bordowy płatek piwonii. I to było piękne, przepiękne! Lecz to było małe, bardzo małe
Mało sypiał, ale wcale się tym nie martwił. W dni pogodne, już o pierwszym brzasku wychodził przed dom i witał się z drzewami, które chyba nigdy nie spały. Gdy padał deszcz, święcona przez aniołów woda z nieba, stawał w otwartym oknie i patrzył na myjący się świat.
Zwykle przed południem brał do ręki laskę. Berło swej radości i szedł przed siebie. Kiedy usłyszał bijący na Anioł Pański dzwon, zawracał niespiesznie.
Chociaż kłamał sam sobie, bo chciał jeszcze raz przeczytać legendę z Wołynia, bo może prędzej zrozumie tę ziemię. Wołyń - nie dawał mu spokoju od pewnego czasu. Nic tylko Wołyń i Wołyń! A było tak:
Na wzgórzu, w prawo od tartaku z Dżumska do Jampola, naprzeciw samego Brykowa, widać trzy kamienne krzyże, na połowę już wklęsłe w ziemię.
Podanie głosi, że pewna piękność wiejska, nie mogąc się zdecydować na oddanie swej ręki jednemu z dwóch konkurentów, o nią się starających, wyznaczyła między nimi wyścig, sama stanąwszy na wzgórzu i przyrzekając uszczęśliwić zwycięzcę. Los nieszczęśliwy zrządził tak, że obydwaj jednocześnie, z wielkiego zmęczenia, padli martwi u jej stóp co na nią tak podziałało, że sama na tym miejscu skonała. Te trzy krzyże mają oznaczać miejsce tych trzech nagłych zgonów. Podanie głosi, że odtąd często biją pioruny w to miejsce.
Wołyń - to kresy, a ich sercem jest Lwów. Może tam kiedyś pojadę, przejdę jego ulicami podpierając się laską moją, cudownym berłem starości. Pamięć podpowie wiersz Herberta:
w moim mieście dalekim do którego nie wrócę
jest ciężka i pożywna woda
kto tobie kubek z tą wodą raz poda
podaje wiarę że zawsze powrócisz.