Była modelką, została fotografką

Była modelką, została fotografką
Fot. Marta Wojna

Pracowała jako modelka i fotomodelka, a w wolnych chwilach robiła zdjęcia analogowym aparatem podarowanym jej przez dziadka. Równocześnie studiowała fizjoterapię i przez myśl jej nie przeszło, że to fotografia stanie się jej sposobem na życie, zawodem. Do czasu aż poznała Michała, swojego przyszłego męża, strażaka i fotografa. Magdalena Turczyk z Myślenic, bo o niej mowa, firmę, czyli Studio Turczyki.pl założyła w 2016 roku.

Poznali się poprzez internetowy serwis skupiający ludzi z branży modelingu i fotografii. Z czasem zostali parą i są nią już od kilkunastu lat. Tworzą duet w życiu prywatnym i zawodowym.

Sami o sobie piszą: „Różnimy się jak woda i ogień”, ale zaraz dodają: „nasze różnice to nasza siła”.

Michał, jak mówi Magda, jest bardziej techniczny. Interesuje go ta strona fotografii, a więc z upodobaniem testuje nowe sprzęty i nowe ustawienia. Lubi fotografować ruch i akcję.

Magda z kolei potrafi wychwycić ukryte w spojrzeniach i gestach emocje oraz zatrzymać w kadrze piękne detale.

Aparat towarzyszył jej od dawna, bo dziadek podarował jej kiedyś stary, analogowy sprzęt, którym fotografowała siostrę i pozostałych członków rodziny. Z fotografią miała też styczność zawodowo, bo pracowała jako fotomodelka.

Jednak dopiero, kiedy poznała Michała i zaczęła z bliska przyglądać się jego pracy, fotografia zaczęła ją fascynować bardziej, i nie tylko ona, bo także obróbka zdjęć, którą wcześniej się nie zajmowała.

- Dla mnie postprodukcja jest etapem pracy niemniej fascynującym niż samo fotografowanie. Patrzenie na kadry, na to co wyszło z naszej pracy, wszystko to daje mi dużą przyjemność i dużą satysfakcję – mówi Magda. - Michał nigdy tego nie lubił i tak mu zostało. Choć często dzielimy się i tym etapem pracy, to jednak ja wiodę tu prym.

Pierwsze wspólne zlecenie – był to ślub – zrealizowali razem ponad 11 lat temu. Do dziś, choć zajmują się różnymi rodzajami fotografii, to właśnie fotografia ślubna jest ich specjalnością i wizytówką.

Zanim jednak to się stało, Magda uczyła się od Michała i nie tylko od niego, bo w międzyczasie ukończyła różne kursy i szkolenia. Towarzyszyła też Michałowi podczas sesji, najpierw bardziej jako asystentka, jak wspomina „zaznajomiona z obsługą aparatu, ale jednak totalnie zielona”.

- Bardziej się przyglądałam, poddawałam pomysły. Jako kobieta inaczej patrzę na świat, przywiązuję większą uwagę do innych rzeczy niż Michał – mówi.

Dopiero po dłuższym czasie uznała, że zdobyła na tyle doświadczenia i wiedzy, że może założyć działalność gospodarczą. To był moment przełomowy. Pierwszy w jej karierze zawodowej, bo poczuła, że od tego momentu bierze pełną odpowiedzialność za to, co robią de facto we dwoje. Bo od początku fotografowali razem. Co nie znaczy, że zawsze i wszystko, choć najczęściej właśnie tak, a już na pewno śluby. Dopiero w tym roku postanowili częściej się rozłączać (rzecz jasna, w pracy) i realizować zlecenia w pojedynkę.

W pandemii miał miejsce drugi moment przełomowy. Wtedy właśnie niezamierzenie zdarzyło im się wziąć dwa zlecenia w jednym terminie. Jedynym wyjściem było rozdzielenie się i tak też zrobili. Magda jechała na to zlecenie „z duszą na ramieniu”, bo był to pierwszy ślub, który miała fotografować sama.

- Na początku wydawało mi się, że będzie to trudne. Nie samo fotografowie, ale kwestie logistyczne, rozstawianie lamp itd. Na szczęście wszystko się udało, a klienci najwidoczniej byli zadowoleni, bo potem wrócili do mnie, żebym sfotografowała chrzciny ich dziecka. To ostatecznie upewniło mnie w tym, że wtedy, na ślubie poszło mi dobrze. Tamto zlecenie pokazało mi, że wyjście poza utarte ścieżki, jest dobre, że poza strefą, którą znamy, jest jeszcze wiele do odkrycia. Mnie pokazało, że się da, że nie musimy być wszędzie razem – mówi Magda. - Od tamtego momentu zaczęliśmy zmieniać nasze myślenie, a od tego roku po raz pierwszy wprowadziliśmy do oferty to, że można nas wynająć razem albo osobno. A jeśli już mowa o powrotach klientów, to oboje uważamy, że jeśli klient wraca to dla fotografa najlepszy możliwy komplement.

Na fotografie, a zwłaszcza ślubnym spoczywa duża odpowiedzialność. Wystarczy pomyśleć, że uwiecznia się jedną z najważniejszych chwil w czyimś życiu, że jest się w samym środku wydarzenia, które ma być zapamiętane jako najpiękniejsze, nie mówiąc, już o tym, że zdjęcia te będzie oglądało potem mnóstwo osób i że będą one do nich wracać po wielu, wielu latach.

- Każde zlecenie to wejście w czyjąś rodzinę, a nawet w dwie rodziny. Wchodzimy często do ich domów, w prywatne przestrzenie. Rozmawiamy, często na osobiste tematy. Staramy się być jak starzy, dobrzy znajomi. To tworzy więź z klientem, ale wymaga od nas szacunku i pokory. Te relacje zostają z nami i w nas. Zachowujemy to dla siebie – tłumaczy Magda.

Młode pary lubią zabierać na sesje w plener, na łąkę, pod las, ale również w góry, które są im szczególnie bliskie i w których spędzają dużo czasu odpoczywając po pracy. Swój tegoroczny urlop też już zaplanowali w górach. O tym, że góry są ich pasją, piszą też na stronie internetowej firmy i bywa, że klienci sami dzwonią i dopytują ich o możliwość wykonania sesji w górskiej scenerii.

To dotyczy zresztą nie tylko sesji ślubnych, bo też np. rodzinnych. Chyba, że klienci mają własne pomysły i propozycje, włącznie z tym, że sesja może odbyć się zagranicą.

- Wszystko jest decyzją pary, staramy się indywidualnie podochodzić do każdej i zanim coś postanowimy, rozmawiamy z nimi o tym, czego by chcieli, co im się podoba a co nie, bierzemy pod uwagę w jakim stylu jest ślub, przyjęcie weselne itd. - mówi Magda.

Klienci w mediach społecznościowych piszą o nich „dream team fotografów” oraz „złapali wszystkie, nawet najmniejsze urywki chwil, które tak chcieliśmy zachować w pamięci”.

Fotografia ślubna jest główną pozycją w ich ofercie, ale nie jedyną. Fotografują też inne uroczystości rodzinne (m.in. chrzty, komunie) oraz same rodziny, bez okazji, które zwyczajnie chcą mieć taką pamiątkę. Takie sesje rodzinne, bywa że wielopokoleniowe, nie raz są prezentem np. dla rodziców lub dziadków.

Robią też sesje wizerunkowe m.in. dla klientów biznesowych, a ponadto Michał zajmuje się fotografią produktową.

Magda ma na swoim koncie przygodę z fotografowaniem noworodków, a niedawno miała okazję wykonać sesję podczas… porodu domowego.

Umożliwiła jej to znajoma, a Magda do dziś jest jej wdzięczna, bo w ten sposób spełniło się jej fotograficzne marzenie.

- Długo na to czekałam i udało się! Byłyśmy umówione już wcześniej na jej drugi poród, ale że przy porodach nie wszystko da się przewidzieć, wtedy się nie udało. Udało się za to przy trzecim. Nie wyciszałam telefonu nawet na noc, a sprzęt od miesiąca miałam spakowany do torby - opowiada Magda. I dodaje: - To było coś zupełnie innego od tego, co robię na co dzień. Trzeba było zupełnie przestawić myślenie, szukać dobrych kadrów i to na niewielkiej przestrzeni, bo w łazience, a przy tym wszystkim zachować neutralność, bo to przecież moment wyjątkowy, bardzo intymny, a zarazem pełen emocji, fotograf absolutnie nie powinien w nim przeszkadzać. Na szczęście była wspaniała położona, która pomogła także mnie. Emocje były wielkie! Do samochodu szłam na trzęsących się nogach, a w samochodzie rozpłakałam się i to wcale nie dlatego, że dostałam mandat za parkowanie. To było naprawę super przeżycie, jedno z niezapomnianych. Czy chciałabym to powtórzyć i zająć się takimi sesjami? Nie mówię „nie”. Dawno nie doświadczyłam takich emocji podczas fotografowania.

Wiosna rozpoczyna najbardziej intensywny sezon w pracy Magdy i Michała. Wczesną wiosną, a w zależności od kalendarza kościelnego, bywa, że jeszcze końcem zimy fotografują, już któryś z kolei raz, Misterium Męki Pańskiej w wykonaniu myślenickiej Grupy Misterium. Są też na jesiennych spektaklach grupy. Magda jest pod wrażaniem profesjonalizmu amatorskiej przecież grupy teatralnej i jak mówi, zawsze czeka aż zadzwonią i zapytają czy w tym roku znów chcieliby przyjść z aparatami. - Za każdym razem spotykamy się tam z ogromną serdecznością i wdzięcznością – mówi.

A już lato to prawdziwa kumulacja.

Już niedługo, bo za miesiąc, Magda i Michał będą (i to już po raz dziewiąty!) fotografować Międzynarodowe Małopolskie Spotkania z Folklorem. Myśleniczanie (i nie tylko), którzy znają ten festiwal, znają też najpewniej ich fotografie, bo te zaraz po koncertach i innych festiwalowych wydarzeniach trafiają do mediów społecznościowych. Dzięki temu każdy kto nie może być w tych dniach na myślenickim Rynku, może na oficjalnym fanpejdżu wydarzenia zobaczyć jak kolorowe i energetyczne jest to święto folkloru.

Magda i Michał, właśnie za ten koloryt i energię, uwielbiają festiwal i co roku czekają aż będą mogli znów go fotografować, choć jak przyznają, jest to ciężka fizyczna praca, bo po każdym intensywnym dniu trzeba zdjęcia przejrzeć, zrobić ich selekcję, zająć się ich obróbką, bo kolejnego dnia czekają kolejne koncerty i wydarzenia.

- Nieraz oglądam zdjęcia do rana, i przeżywam jeszcze raz to wszystko co się działo – mówi Magda. Do dziś w pamięci najbardziej zapadł jej zespół z Nowej Zelandii i jego występy. Ale nie tylko ten. - Wszyscy artyści z Ameryki Południowej też zawsze są bardzo otwarci, do tego w barwnych strojach i pełni energii. Dobrze się ich fotografuje. Z kolei Azjatki, choć nie są tak energetyczne, to ich twarze są bardzo plastyczne i na sesjach, które wieńczą festiwal zawsze świetnie wyglądają – mówi Magda.

I dodaje, że stworzenie spójnego fotoreportażu z całego festiwalu o tak bogatym programie, jest wielkim wyzwaniem.

- Do końca września mamy zajęty każdy weekend – mówi Magda. I dodaje, że na taki tryb pracy mogą sobie pozwolić tylko dzięki babciom. Jednym z powodów, żeby więcej zleceń brać osobno, było właśnie to, żeby spędzać więcej czasu z dziećmi.

- W naszej pracy życie prywatne siłą rzeczy musi być podporządkowane pracy. Mało tu miejsca na spontaniczność. Wakacje czy uroczystości rodzinne muszą być „zgrane” z naszym służbowym kalendarzem. I nie tylko to. Powiem tylko tyle, że planując drugą córkę, musieliśmy się dopasować do... kalendarza ślubnego. Ktoś powie: istne szaleństwo! Tak, ale na szczęście nasi bliscy rozumieją, że tak właśnie funkcjonujemy. A my? Uwielbiamy naszą pracę. Co nie znaczy, że chcemy jej poświęcać 24 godzimy na dobę. Coraz częściej i więcej myślimy o tym ile chcemy pracować, a wyznacznikiem tego są nasze dzieci. Dbamy o zdrowy balans – dodaje Magda.