Od słonego do słodkiego. Od pasji do biznesu

Od słonego do słodkiego. Od pasji do biznesu

Baniffee to stosunkowo nowy, słodki punkt na mapie Myślenic, bo kawiarnia działa od lutego br. W jej nazwie znajdziemy pierwsze litery imion założycielek, a więc Barbary Łętochy i Niny Pilch, natomiast końcówka „-ffee” nawiązuje do kawy (coffee). Być może nie byłoby dziś ani firmy „Dwie do smaku” ani kawiarni, gdyby niespełna 10 lat temu Basia i Nina, głodne po zajęciach zumby, na których się poznały, nie zaczęły razem gotować.

Poznały się na zumbie, ale dopiero w kuchni, przy patelniach i garnkach zaprzyjaźniły i przekonały, że łączy je coś więcej niż wzajemna sympatia, bo również pasja do gotowania i jedzenia, a w szczególności ryb i owoców morza. Co więcej, okazało się, że pomimo zupełnie różnych charakterów, gotując razem rozumieją się bez słów i doskonale uzupełniają. Śmieją się, że są jak „serce i rozum”, albo „dobry i zły policjant”. Z wyglądu też zupełnie inne: blondynka i brunetka. W kuchni jedna lepiej czuje się tam, gdzie bardziej liczy się receptura, gramatura i technika, druga tam, gdzie można popuścić wodze fantazji i „wyżyć” się artystycznie.

Swoimi kuchennymi poczynaniami postanowiły się dzielić z innymi w mediach społecznościowych. Tak powstał profil „Dwie do smaku”, na którym pokazywały jak gotują i dzieliły się przepisami. Niedługo potem stanęły przed kamerami lokalnej telewizji internetowej, aby nagrać kilka odcinków programu kulinarnego. Gotowanie wtedy jeszcze było dla nich wyłącznie pasją, odskocznią po treningach lub po pracy, a pracowały w branżach w ogóle nie związanych z gastronomią: Basia była księgową, a Nina zajmowała się sprzedażą w branży hotelarskiej.

Zaczęły od gotowania i to ono głównie je zajmowało do czasu aż ktoś z ich bliskich poprosił, aby upiekły mu tort. Wzbraniały się przed tym tłumacząc, że nie mają doświadczenia, a nawet nie lubią piec. Ostatecznie uległy namowom, a potem… pojawiły się kolejne zamówienia. Najpierw od członków ich rodzin, potem przyjaciół, znajomych itd. Z każdym kolejnym pieczenie sprawiało im coraz większą frajdę, aż pochłonęło je totalnie. Smak słony, który na początku dominował w ich kuchni został zastąpiony przez słodki.

Swój pierwszy tort weselny na zamówienie upiekły dokładnie sześć lat temu, a kiedy prawie 5 lat temu obie niemalże jednocześnie zaszły w ciąże postanowiły, że nie chcą już wracać do pracy w wyuczonych zawodach, a zamiast tego zawodowo zajmą się cukiernictwem. Prowadziły już wtedy działalność, tyle, że nierejestrowaną, bo jak tłumaczą, skala przedsięwzięcia jeszcze nie wymagała zakładania firmy. Zarejestrowały ją w marcu 2022 roku.

Zamówień nie tylko nie brakowało, ale było ich coraz więcej, oprócz tortów zaczęły przygotowywać tzw. słodkie stoły. Inwestowały też w swój rozwój biorąc udział w szkoleniach. Tu również były nierozłączne.

- Często spotykamy się z pytaniami po co płacimy podwójnie, skoro jedna może przyjechać na szkolenie, nauczyć się co i jak, otrzymać receptury, a potem nauczyć drugą. Ale to nie tak. Każda z nas jest zupełnie inna, każda wynosi ze szkoleń coś innego co widać później w firmie. Nie mówiąc już o tym, że szkolenia, oprócz walorów edukacyjnych mają też inne, bo dają możliwość poznania fajnych, inspirujących ludzi – mówią Basia i Nina.

Mniej więcej dwa lata temu w ich głowach zrodził się pomysł na otworzenie kawiarni. W pracowni, w której od początku tworzą swoje torty i inne słodkości na zamówienie, po jakimś czasie postawiły niewielką witrynę, po to, aby raz w miesiącu można z niej było kupić pojedyncze sztuki słodkości „od ręki”.

- Była witryna, a właściwie witrynka, ale nie było miejsca, aby usiąść. Stąd wziął się pomysł na kawiarnię – mówią Basia i Nina.

Pierwsze podejście do jego realizacji nie udało się, bo zanim podjęły decyzję upatrzony lokal został wynajęty komu innemu. Dlatego, kiedy dowiedziały się, że znów jest do wynajęcia powiedziały sobie: „teraz albo nigdy”.

Dokładnie wiedziały jak ma wyglądać wnętrze i że, chcą aby było tam tzw. live cooking, czyli „gotowanie na żywo”. Dzięki temu, że kawiarniana kuchnia (ich druga pracownia) nie jest odgrodzona normalnymi drzwiami, ale dużo niższymi, można podglądać co się w niej dzieje.

Znane jako „Dwie do smaku” wiedziały też, że kawiarnia będzie miała inną nazwę. Propozycja „Baniffee”, kiedy poddały ją pod ocenę bliskim, nie przypadła im do gustu, uznali ją za byt trudną do zapamiętania. Dziewczyny postawiły jednak na swoim.

Kawiarnia ruszyła w lutym, działa więc osiem miesięcy. Jej właścicielki mówią, że na pierwsze poważne podsumowania przyjdzie czas po roku, ale wiedzą już, że wiele rzeczy je zaskoczyło, jak np. to, że wrzesień i październik okazały się miesiącami lepszymi dla handlu niż miesiące wakacyjne.

W międzyczasie cieszyły się jeszcze z jednego a mianowicie z przyznania ich firmie „Dwie do smaku” na rok 2024 Certyfikatu Partnera Honorowego Polskiego Stowarzyszenia Konsultantów Ślubnych.

Dziś wiedzą już za to, że to co robiły kiedyś zawodowo wcale nie jest tak bardzo odległe od tego co robią teraz. Może od samego cukiernictwa tak, ale już od prowadzenia biznesu nie, bo w tym przydaje się zarówno wiedza Basi o księgowości, jak i ta na temat planowania, logistyki i zakupów, którą ma Nina.

Co jest najtrudniejsze w ich pracy? - Przewożenie tortów – odpowiadają bez wahania dziewczyny. - Nawet dla najlepiej złożonego tortu stromy, kamienisty podjazd jest wyzwaniem.

- W naszej branży tzw. wysoki sezon trwa od kwietnia do połowy października. To oznacza pracę od poniedziałku do niedzieli, od rana do wieczora. Tak więc prowadzenie biznesu nie jest łatwe. Wiąże się poza tym z odpowiedzialnością za utrzymanie pracowników, opłatami, podatkami itd., ale daje ogromną satysfakcję. Być może dlatego już marzy mi się druga kawiarnia. To plan odległy, ale mam nadzieję, realny. O tej też kiedyś mówiłam, że chciałabym, aby była i … jest. To wielka radość, ale też motywacja, wiedzieć, że mamy już stałych klientów albo słyszeć jak ktoś mówi, że musi powiedzieć o nas np. koleżance – mówi Nina. I dodaje, że dla nich niemniej ważne jest też to, że własny biznes pozwala im łączyć macierzyństwo z pracą, co z pewnością byłoby trudniejsze w przypadku pracy na etat.

Obie na co dzień mają do czynienia z przepisami. Przepis na sukces jest ich zdaniem krótki, a jego najważniejsza w nim jest jakość, począwszy od jakościowych produktów, po jakościowe relacje. – Łączy nas to, że nie szukamy problemów, szukamy rozwiązań i współpracy – mówi Basia.