Byli wśród nas… Chwile zadumy i pamięci

Byli wśród nas… Chwile zadumy i pamięci
Zofia Skałka-Kęsek z Trzemeśni

Pierwszy dzień listopada to dzień szczególny, dzień wyjątkowy. Każdy z nas - bez względu na wiek i usposobienie - w otchłaniach swej pamięci spotyka się ze swoimi bliskimi i dalekimi. Warto też wspomnieć ludzi, którzy przed laty pracowali na rzecz kultury, dla nas wszystkich

I znów spadają bezwolnie pożółkłe liście dębów i kasztanów. Wiatr mozolnie odsłania szkielety drzew, zakamarki zarośli, połacie wysuszonych traw i badyli. I znowu, jak każdego roku - właśnie o tej porze - powraca nostalgia wzruszeń i liryka wspomnień. Czas zastanawia się nad sobą i nad innymi. Na cmentarzach i mogiłach, w jesiennej szarudze i mroźnym wietrze, drżą płomienie wiecznej pamięci a Vivaldi snuje dwudźwiękami zasmuconą melodię jesieni. Toczy się odwieczny trans zadumy, czas skupienia, czas zamyślenia. Pod dachem nieskończonej nieskończoności, w narkotycznym blasku cmentarnej łuny, którą rozjaśnia powietrze uświęcone życiem i pracą tylu pięknych i mądrych ludzi, ulegamy bezwolnie, wręcz poddańczo i bez ratunku, gwałtowi wszystkich żywiołów myśli i wspomnień. Na metalowych i betonowych krzyżach, na mogiłach tysiąca cmentarzy znów pojawiły się ogniki pamięci; rozzłociły się jesienne róże i chryzantemy, a szepty ducha i modlitwy zapłonęły żarem nadziei na wieczność, na zbawienie, na spotkanie…

Pierwszy dzień listopada to dzień szczególny, dzień wyjątkowy. Każdy z nas - bez względu na wiek i usposobienie - w otchłaniach swej pamięci spotyka się ze swoimi bliskimi i dalekimi. Spotyka się, by oddać Im należny hołd uwielbienia i poszanowania, hołd szczególnej czci i pamięci. Podążając ścieżkami listopadowych wędrówek widzę rozległy krąg ludzkiego pejzażu; ludzi onegdaj w kulturze egzystujących, oddanych jej sprawom; pracowicie i pożytecznie tworzących jej barwy i kształty wielorakie. Widzę rozległe zastępy animatorów i twórców niepowszedniego dorobku, którzy najpiękniejszymi atrybutami swej pracy i tożsamości intelektualno-artystycznej, naszej rodzimej kulturze dodawali szczególnego blasku i splendoru. Widzę tych zwłaszcza, którzy znakomicie rozumieli, co oznacza słowo… PIĘKNO i wiedzieli w stopniu doskonałym, że „Piękno na to jest, by zachwycało do pracy. Praca, by się zmartwychwstało…” (K.C. Norwid).

W owym transie zamyślenia dostrzegam w szczególności pierwszych leaderów Powiatowego Domu Kultury; pierwszych twórców, pierwszych organizatorów i animatorów życia kulturalnego Myślenic i regionu, mających do swej dyspozycji zaledwie 167 metrów powierzchni lokalu przy ulicy ojca naszej literatury - Mikołaja Reja; mających za to nie dającą się wymierzyć żadną miarą świata - chęć działania i tworzenia rzeczy pięknych, unikalnych i bezcennych, a dla środowiska wielce ważnych i pożytecznych. Widzę tych spośród wielu, którzy nie mając w owym czasie (a jest to druga połowa lat 50.tych ubiegłego wieku) żadnych wzorców i przykładów, ani też praktycznych odniesień - tak trafnie i rozumnie, z niebywałą mocą serca i siłą talentu ubogacali przestrzenie naszej pięknej nad Rabą krainy.

Widzę wytrawnego twórcę i orędownika wielorakiego PIĘKNA oraz zdarzeń zaiste niezwyczajnych i nietuzinkowych, organizatorkę spotkań i imprez rozmaitego zasięgu, charakteru i znaczenia, główną animatorkę kultury Myślenic, kierownika PDK - Janinę Dubowską (1955-1960). Widzę równocześnie podążającego Jej śladami Jana Cachla (z profesji nauczyciela) oraz wielce kompetentną w dziale animacji kultury teatralnej, organizatorkę i pasjonatkę poetyckiego teatru młodych - Jadwigę Jawor (1963-1965) obarczoną niebywałym ciężarem okupacyjnych przeżyć (członek ruchu oporu, łączniczka Mielec-Kraków ps. „Kalina”) i powojennych doświadczeń. Aresztowana w 1946 roku przechodzi ciężkie chwile śledztwa w WUBP w Rzeszowie z wyrokiem 3 lat więzienia… Czas pracy w myślenickim DK był dla pani Jadwigi trudnym okresem… Byliśmy naocznymi świadkami, jak dalece owe wydarzenia zaważyły na Jej psychice i na kontaktach z ludźmi, w tym również na relacjach służbowych z pracownikami PDK.

W poczuciu szacunku, podziwu i należnej pamięci zauważam znaczące ślady, jakże mrówczej i mozolnej pracy dotykającej rozmaitych sfer kultury i sztuki instruktora artystycznego i naczelnego dekoratora myślenickiej placówki, artystki o samorodnym i wręcz uniwersalnym wszechtalencie Józefy Burzawy (1956-1960). To Pani Józi społeczność myślenicka zawdzięczała PIĘKNO zmieniającego się regularnie wystroju wnętrz Domu Kultury… PIĘKNO kilku osobiście wyreżyserowanych spektakli zespołu teatralnego i przedstawień teatrzyku kukiełkowego, a ponadto oryginalne, papierowe scenografie i dekoracje m.in. do okolicznościowych wieczornic; piękne ilustracje do „Wieczorów bajek”; własnoręcznie i fachowo wyhaftowane komplety gorsetów (m.in. łowickich) dla potrzeb zespołu tańca ludowego „Górki”; ręcznie malowane plakaty i ogłoszenia organizowanych wówczas spotkań i imprez, a nade wszystko niebanalną i niepowtarzalną twórczość plastyczną, wykraczającą poza utarte ramy tzw. twórczości amatorskiej.

Plastyczne zadania i powinności związane z organizacją wystaw, zajęć plastycznych dla najmłodszych rysowników, z wielką dbałością i starannością wypełniała w latach 1974-1981 młoda i obiecująca malarka, instruktorka PDK - Zofia Skałka-Kęsek dla której sztuka i twórczość stanowiły profesję, a której drogę życia i twórczych zamiarów LOS tak okrutnie i przedwcześnie przerwał… Chryzantemy - właśnie jesienne i złociste - przez wiele lat dekorowały zakola naszego Domu, naszej pracy i naszej codzienności. W tym osobliwym labiryncie spraw, ludzi i zdarzeń lat minionych dostrzegam aż nadto wyraziście i z dużą dozą szacunku współtowarzysza pracy - Tadeusza Góralika. Był On kierowcą nie tylko z zawodu i powołania. Autorzy i współtwórcy „Monografii powiatu myślenickiego” prowadzący przez wiele lat żmudne badania terenowe, po dziś dzień wspominają, jak wiele Mu zawdzięcza docierając w najdalsze i często niedostępne zakątki i zakamarki podgórskiego regionu. Tadeusza Góralik był też z zamiłowania - pierwszorzędnym działaczem i ochotnikiem Straży Pożarnej na Górnym Przedmieściu. I w tej dziedzinie udowadniał, że można być dobrym i wzorowym działaczem, a nade wszystko społecznie użytecznym i odpowiedzialnym strażnikiem sztuki bezpieczeństwa. Zmarł w 1986 roku.

Skoro mowa o Straży Pożarnej nietrudno sięgnąć pamięcią do lat. 60.tych ubiegłego stulecia, kiedy to miejscowa (dziś reprezentacyjna) Orkiestra Dęta Myślenickiego Śródmieścia spod znaku OSP władał z wrodzoną sobie elegancją, muzycznym wigorem i artystyczną kompetencją główny jej przewodnik i kapelmistrz (co się zowie!) - Józef Kwiatkowski z Krakowa.

Przejdźmy jednakowoż na inne obszary upowszechnienia i edukacji. W tym momencie zauważam pionierskie, wieloletnie dzieło profesora Stefana Ralskiego - nauczyciela z klasą, wzorowego i wielce przykładnego pedagoga, wieloletniego współpracownika Powiatowego i Miejskiego Domu Kultury; niestrudzonego w zapale i uporze odkrywcy - realizatora nowatorskich - jak na owe czasy - metod nauki języków obcych. Nowoczesne laboratorium w nowym obiekcie DK nie tylko uskrzydliło naszego lektora, ale też dało upust metodycznym nowinkom pracy dydaktycznej.

Sfera muzyki dawnej i współczesnej, tradycyjnej i ludowej, wielowątkowa w formie przekazu edukacja muzyczna, zwłaszcza młodego pokolenia pasjonatów i entuzjastów amatorskiego muzykowania były absolutną domeną wielce zasłużonego dla naszej kultury instruktora artystycznego PDK - Stanisława Dziurdzi (1937-2015). Klubowe i terenowe „Spotkania z piosenką”, cykliczne koncerty z udziałem studentów PWSM w Krakowie ph. n.p. „Orfeusz zaprasza” i „Z muzyką przez stulecia”, konkursy i przeglądy chórów, orkiestr dętych, zespołów muzycznych oraz grup i instrumentalistów ludowych poprzedzane regularnie prowadzonymi konsultacjami, wreszcie wielotematyczne koncerty estradowe kilkudziesięciu renomowanych zespołów w ramach popularnych w latach 70. „Niedziel na Zarabiu” i „Lata Artystycznego” oraz wiele innych ambitnie zamierzonych spotkań i imprez artystycznych to zaledwie niewielka cząstka autorskich zajęć, realizacji i projektów wypełniających kalendarium pracy ówczesnego Domu Kultury.

A, gdy jeszcze dodamy pracę instruktorsko – dyrygencką w zespole chóralnym ZNP i PDK oraz podejmowane z dużą częstotliwością w wiejskich klubach kultury i zespołach artystycznych pracę instruktażową, mamy obraz niezwykle pięknej i kreatywnej pracy, którą przykładnie i ochoczo podejmował. Dziś - po latach - z szacunkiem i uznaniem pochylamy się nad dziełem młodego wówczas artysty, instrumentalisty i animatora, a na koniec wytrawnego pedagoga oddając Mu hołd w pełni należny i zasłużony.

Zatopiony w głębinach kotłujących się myśli i dywagacji np. o sztuce i twórczości widzę kolejnego darczyńcę wielce ważnej i jakże wymownej dla naszej kultury PRACY, zarówno pedagogicznej jak i popularyzatorskiej. Tym oto razem zauważam m.in. postać kobiety młodej i aktywnej, artystycznie uduchowionej, obdarzonej charyzmą sztuki tworzenia i upowszechniania tego, co w kulturze i sztuce szlachetne i wartościowe. Główną płaszczyzną Jej pracy i zawodowego posłannictwa było wychowanie plastyczne zarówno w szkole jak i poza nią. Józefa Augustyńska (1942-2004) - wszak o Niej mowa - współpracowała z nami przez wiele lat, jako instruktor dziecięcych zespołów plastycznych. Widomym znakiem i świadectwem Jej instruktorskich zabiegów i poczynań był niesłychanie okazały zbiór rysunków i plastycznych „opowieści” najmłodszych rysowników i malarzy. Stanowił on niezwykle cenny i interesujący materiał archiwalny o znaczeniu metodycznym i poglądowym, z nade wszystko wspomnieniowym.

Zastanawiając się nad tajemnicą przemijania, nad magią zmierzchu i końca człowieczej egzystencji wspominam wieloletnią i niestrudzoną w swym zapale i temperamencie administratorkę tzw. „kultury powiatowej” (szefową Referatu Kultury Prezydium PRN) - tragicznie i bezsensownie zmarłą w 1983 roku - Janinę Kałużną. Przypomnijmy, że tę rolę piastowała od 1951 r.. Owoce Jej kierowniczego trudu zapobiegliwości, wsparcia i szacunku dla wielopokoleniowej kadry ludzi sztuki i kultury, tworzących w poszczególnych ośrodkach terenowych (wiejskie kluby kultury „Ruch” i „Rolnika”, świetlice wiejskie i zakładowe) tzw. kulturę lokalną były bezsprzecznie nadzwyczajnym darem niebios. Wszelkie podejmowane w owym czasie projekty i poczynania organizacyjne, sprawnie i rzetelnie koordynowane a także nadzorowane miały jakiś przeogromny ładunek twórczej inspiracji. Mobilizowały ludzi kultury do działań prawdziwie oryginalnych i nietuzinkowych o dużym ładunku organizacyjnej rzetelności, staranności i poprawności.

Minął kolejny dzień listopadowego święta. Minęła kolejna Zaduszkowa Noc… Na kamiennych płytach nagrobków pozostały resztki przygasłych świec i niedopalonych zniczy. Zasmucone tym widokiem drzewa zaszeleściły raz jeszcze porywczo i niespokojnie resztkami zwiędniętych liści. Echo dnia i nocy będzie odtąd tłumaczyć nam odwieczny głos wiatru, szept ciszy i płacz ulewy…

Nasi orędownicy sztuk pięknych i wspaniałych, otuleni skrzydłami swych aniołów - po trudach spotkań i rozmów, znów powrócili na swoje odwieczne miejsca i kwatery wiecznego spoczywania… tymczasem, tymczasem My… ziemscy pielgrzymi - wędrownicy, powiedzmy Im… Przyrzeknijmy zwyczajnie i płomiennie - tak od serca - że nigdy o NICH nie zapomnimy, albowiem ICH trud tak bogaty i szlachetny, SKARBEM naszym, największym i najcenniejszym jest i pozostanie! Nie tylko na dziś! Lecz na wieki i na ZAWSZE!

Jan Koczwara Jan Koczwara Autor artykułu

Pasjonat, kolekcjoner i baczny dokumentalista lokalnych - i nie tylko - wydarzeń społecznych, kulturalnych oraz artystycznych. Człowiek o fenomenalnym dorobku naukowym i artystycznym pełen skromności i kultury osobistej.