Zbójnicy, hulanki … i pokuta (1)
Czasy przełomu XVII i XVIII wieku to trudny czas dla I Rzeczpospolitej. Ledwie skończyły się rebelie chłopskie, kraj został doszczętnie zniszczony przez wojska szwedzkie, które w naszym regionie zniszczyły m.in. zamek królewski w Dobczycach, który już nigdy nie wrócił do dawnej świetności. Dalsze wyludnienie wsi myślenickich potęgowała konfederacja barska, pożary trawiące całe wsie i miasteczka, różnorakie epidemie czyli tzw. morowe powietrze i wzrost pańszczyzny.
Ten pełen nieszczęść okres był idealnym czasem dla działania beskidzkich zbójników, którzy swe leża mieli od Bieszczad przez huculszczyznę, Podhale, Spisz, Orawę po Beskid Śląski. Byli to m.in. Sebastian Bury, bracia Klimczokowie, Martyn Portasz, Proćpok, Janosik, Ondraszek…
Przyczyną wstępowania do grupy zbójników była bieda i ucieczka przez poborem do armii. Zbójecka banda nazywana była kompanią lub familią, na której czele stał zbójecki hetman, czyli harnaś. Osoby chcące wstąpić w grono zbójników musiały złożyć przysięgę. Zbójnicy byli ludźmi, jak głosi legenda, których ludność miejscowa kochała, śpiewała o nich pieśni, a dziewczęta kochały się w nich. Uważani byli za lokalnych bohaterów. Jak głosi pieśń gminna mężczyźni ci nie zgadzali się na niesprawiedliwość panów, byli postrachem osób bogatych. Zajmowali się kradzieżą, grabieniem rzeczy należących do bogaczy i w części, dla swojego bezpieczeństwa, oddawali je biednym. Przez swoje występki często musieli ukrywać się, bo byli ścigani przez władze, która chciała ich wytępić. Gdy zbójnik został złapany, nie litowano się już nam nim. Zostawał powieszony, ścięty, albo zawisał na katowskim haku tak jak legendarny Janosik, który został powieszony na haku za poślednie żebro, co miało zapewnić mu długą śmierć w strasznych mękach. Choć wcześniej odcięto mu prawą rękę i zdarto dwa pasy skóry, rozbójnik był ponoć tak odporny na ból, jak głosi legenda, że wisząc na haku... spokojnie pykał sobie fajkę.
Swoich zbójników miała też ziemia myślenicka. W drugiej połowie XVIII wieku na południu powiatu myślenickiego działało kilka familii zbójeckich. Najsławniejsze z nich to: Antoniego Złotkowskiego z Pcimia. Macieja Giertuga czy Józefa Baczyńskiego ze Skawicy, którego banda miała swoje kryjówki w okolicach Tokarni. Łupili karczmy jak tę w Krzyszkowicach pod Myślenicami, okradali browary jak ten w Dobczycach w 1732 roku, palili dwory jak ten w Łętowni… Nie oszczędzali nawet bogatych chłopów czy plebani. Baczyński zawsze po udanym napadzie szedł do wadowickiego mieszczanina Prządziela, który spieniężał zrabowane skarby. Tak zeznawał zbójnik w sprawie napadu na browar w Dobczycach: „Z tej tedy skrzynie wzięli pasów srebrnych dwa, mniejszy i większy, czarek srebrnych dwie, łyżek srebrnych nie pamiętam wiele, pudełka srebrne dwa, pudło drewniane skórą obite, w którym perły były, korale, ale wiele tego w nim było, nie wiem, pierścienie, ale i tych nie wiem, siła było, z których tylko mnie się dostały trzy pierścionki, jeden szczyrozłoty, z pięcia kamykami czerwonemi, drugi takiż, w którym w środku był kamyk zielony, a na krajach dwa białe, trzeci sygnet z kamieniem zielonym, a koło niego kamienie białe, których mogło być, bom ich nie liczył, blisko ośmnaście, także sztuka perłowa z rubinami”.
Józef Baczyński nigdy nie doczekał się jednak zbójeckiej chwały podobnej do Janosikowej, choć był bardzo znaczącym, a w swoim czasie najpotężniejszym i najbardziej wpływowym harnasiem na południe od Krakowa. Warto jednak wspomnieć, że żaden z nich nie dbał o biednych, rabując bogatych. Z legendy prawdziwe jest tylko to, że zbójnicy rabowali jedynie bogatych, z tej prostej przyczyny, że biednym nie było co ukraść.
Jednym z przyjemniejszych chwil życia zbójnika były pijatyki, hulanki i swawole. W tych biesiadach często bawili się do białego rana wraz … ze szlachcicami, plebanami i urzędnikami. Których później bez mrugnięcia okiem z wielką satysfakcją łupili. Za przykład może posłużyć pijatyka harnasia Józefa Baczyńskiego ze stolnikiem Janem Lisickim, właścicielem Łętowni, w karczmie w Bystrej. Wieczór, wg późniejszych zeznań zbójnika zakończył się we dworze w Sidzinie: „Gdzieśmy pili, tańcowali, broń moją imć stolnik oglądał, ja też jego. Stąd posłaliśmy po księdza, który do nas przyszedł i podochociliśmy sobie. Posłał też ksiądz po pół garnca wina, któreśmy wypili”.
Wszystko wskazuje na to, że właśnie ta mocno nakrapiana biesiada, jako apogeum hulaszczego życia imć Lisickiego, jak również swawolne praktyki syna Mikołaja w Pcimiu, spowodowały, że w sercu pobożnej żony Jana - Barbary z Janickich Lisickiej herbu Prus, po śmierci męża w 1752 roku pojawiły się ogromne wyrzuty sumienia. Aby uchronić najbliższych od wieczystej męki, dziedziczka Łętowni i Łopusznej w ramach pokuty i zadość uczynienia za grzechy ufundowała w 1765 roku nowy kościół w Łętowni.
cdn
Marian Cieślik
Kościół w Łętowni