Było pod Lipką Wyzwolenie Myślenic
Przed 21.stycznia
Wielka ofensywa radziecka ruszyła dość niespodziewanie – kilka dni wcześniej niż była planowana. W ciągu kilku dni pomiędzy 12-tym, a 16-tym stycznia sforsowane zostały kolejne niemieckie linie obrony. Wojska radzieckie parły na zachód. W rejonie wyznaczonym liniami: Rabka, dolina Raby, Myślenice, Dobczyce, Gdów oraz Świątniki, Mogilany, Głogoczów, zgrupowane zostały znaczne siły niemieckie mające na celu osłonę ewakuowanych władz i wojsk z Krakowa w kierunku Wadowic.
W tych dniach w kinie myślenickim puszczano film „Przestępcy” – kryminał o fałszerzach pieniędzy w Alpach, a następnie dobry film muzyczny „Dziki ptak”.16-tego stycznia pracownik naszego kina wrócił z Krakowa przywożąc ponownie „Ptaka”. Nie wymienił filmu na inny, bo biuro dystrybucji było zamknięte.
- Po Krakowie dziwny ruch - mówił. – Coś się kroi!
18-ty stycznia – w Myślenicach na tyle spokojnie, że kino znów wyświetla „Dzikiego ptaka”.
19-tego stycznia odwołano seans. Salę kinową zajęła nowoprzybyła jednostka wojskowa. Rankiem odeszła na „bliski wschód” - w stronę Droginii.
20-tego stycznia o godzinie 7-mej stawiam się przepisowo do robót przy rowie przeciwpancernym na Skałce obok kamieniołomów. Nie mam narzędzia do pracy przy wykopach, gdyż poprzedniego dnia podczas rozsadzania skał moja łopata została zdruzgotana.
– A, znajdę sobie nową – myślę. Nie znalazłem. Buda z narzędziami zamknięta . Na zewnątrz łopat nie ma … nie ma też Niemca – pilnowacza. Nie robimy. Czekamy… Minęła ósma, dziewiąta - nie ma go dalej. Opuszczamy teren robót i do rynku – do biura TODT-u . Mieści się w lokalu po sklepie. Ale lokal jest pusty, drzwi otwarte, jakieś porozrzucane po meblach i po podłodze papiery. Bałagan … - Todt-ki uciekły! No to do domu!
Minęła sobota.
Niedziela 21 stycznia
Po śniadaniu w domu dziadka wychodzę na „dziewiątkę” do kościoła. Jestem jeszcze w ogrodzie, gdy nagle rozlega się kilka detonacji w mieście. Dźwięczą szyby w oknach. To pierwsza salwa „ruskiej” artylerii spadła na Myślenice.
Biegnę do naszego domu. Z kościoła „nici”. Wzmacniamy obudowy okien piwnic skrzyniami z piaskiem. Przenosimy z mieszkania co cenniejsze i ważniejsze przedmioty. Kroi się na front i walki w mieście.
Około południa nieliczny oddziałek Niemców podchodzi od strony cegielni. Zatrzymują się przy nadającym się do obrony odcinka paśmie stawów z zagajnikiem „Klebertówki” - między cegielnią, a naszym domem.
Ale nie; nie będą tu ustawiać linii obrony. Wchodzą do naszego ogrodu. Zaglądają do mieszkania – proszą o wodę. – Hitler kaput! - mówi jeden z nich machając z rezygnacją ręką.
Następnie wychodzą. Przełażą przez płot na pole, ku zachodowi miasta. Jeden z nich daje mi do potrzymania swój automat, który przeszkadza mu w pokonywaniu kolczastego drutu rozciągniętego nad płotem. Przelazł w końcu na drugą stronę, oddaję „pukawkę”. Oddziałek kieruje się w górę, do sąsiedniego, oddalonego o kilkadziesiąt metrów domu.
Ten z „pukawką”, to był ostatni żywy Niemiec, jakiego widziałem z bliska za okupacji.
Na dole miasta są już Rosjanie. U nas jeszcze nie. My jesteśmy na ziemi „niczyjej” w wolnej Polsce, między oddalonymi o dziesiątki metrów wrogimi sobie wojskami.
Jakiś niemiecki „opancerzony na gąsienicach” i auto grzęzną na poboczu ulicy Polańskiej (obecnie Sienkiewicza), tuż za rowem przeciwczołgowym. Żołnierze niemieccy porzucają pojazdy i kierują się pieszo obniżeniem między Średnią Górą, a Szubienną ku „Hyclówce” i Dalinowi. Z okien północnych naszego domu widać przez jakiś czas ich sylwetki. Nie mają najwyraźniej sił, ani ochoty do walki. Pozbawieni pojazdów, trasę swojego przemarszu znaczą porzucaną bronią i sprzętem. Leżą magazynki z amunicją, pancerfausty…
Po mieście słychać strzelaninę, głównie z broni ręcznej. Mijają godziny.
Około 23.00 ściana zewnętrznej osobnej piwniczki, przez mur graniczącej z naszą, głucho dudni. Tak samo wschodni narożnik domu. Przez mur słychać głosy... – A j.. twoju mać!... – Rosjanie! Zatem są u nas inni żołnierze, nie Niemcy. Przyszło wyzwolenie!
Słychać jakieś „packanie” po dachówkach, po ścianach. Brzęczą tłuczone szyby. Jakiś większy rumor, jakby się część domu zawaliła. Znów dudnienie serii od nas, znów packanie po naszym domu. Znów tłuczone szkło…
I tak kilka godzin. Skończył się 21 stycznia 1945 roku. My jesteśmy w Polsce, sąsiad jeszcze w Guberni.
Na podstawie przekazów Mariana „Kuby” Boryczki
opracował: Andrzej Boryczko