High Sanity - Half

High Sanity - Half

Sporo czasu minęło od poprzedniej płyty High Sanity, ale to nie był czas stracony. Zespół stylistycznie ewoluował i bardzo się rozwinął w ciągu tych kilku lat a co najważniejsze był to rozwój świadomy i nie było rzucania się od ściany do ściany pod wpływem jakiejś kolejnej muzycznej inspiracji.

Wraca, więc High Sanity to samo, ale nie takie samo. Jakie oblicze pokazuje na „Half”? Janek Ostrowski powiedział kiedyś, że po koncercie w Poznaniu jeden z fanów słysząc ich po raz pierwszy zauważył podobieństwo do Alice In Chains. Niezaprzeczalnie jest w High Sanity coś, co (szczególnie w utworze „Love and Disease”) przywodzi na myśl gitarę Jerryego Cantrella a Jankowi Ostrowskiemu zdecydowanie teraz bliżej wokalnie do Laynea Stanleya niż do Hetfielda wszelako w siedmiu utworach płyty „Half” High Sanity prezentuje jeszcze co najmniej kilka innych oblicz. Gdzieś się pojawi powiew Queens Of The Stone Age czy Kyuss i generalnie Josh Homme byłby zadowolony widząc, że ma tak zdolnych następców jednak zręby czegoś, co w leksykonach rocka będzie kiedyś określane jako „brzmienie High Sanity” już się pojawiły i z całą pewnością na następnym albumie(oby jak najszybciej) będzie tego już pełno.

Na „Half” słychać je chociażby w „Deeply Wrong” czy też bardzo wyrafinowanej formalnie i harmonicznie „Insomnii”. Solówki Macieja Zająca nie są już hołdem dla blues- rockowo- metalowej trioli i chociaż mniej w nich dźwięków to muzyki jeszcze więcej i ciągle słychać, że na gitarze gra muzyczny erudyta, bo choćby wstęp do „Last Whispers Of The Day” to sprytnie zakamuflowany cytat z „Burning Of The Midnight Lamp” Hendrixa. Każdy dokłada jakąś cegiełkę własnej wrażliwości, jest ten punkowo- stonerowy nerw Rocha Gablankowskiego(odpowiedzialny za większość riffów) i Kuby Bizonia, jest basowy groove Sebastiana Maciaszkiewicza i last but not least są fajne teksty Janka Ostrowskiego, który studiuje wprawdzie filozofię, ale ciekawą myśl potrafi zawrzeć w traktacie o wiele krótszym niż „Tako rzecze Zaratustra”. Oprócz tego na płycie słychać Elizę Ratusznik, Kasię Firek oraz Weronikę Kęsek, natomiast nad całością projektu czuwał niczym Rick Rubin nad Slayerem niejaki Artur Łucka. Tę „Połówkę” możemy polecić nawet zupełnym abstynentom, bo sponiewiera tak samo a kaca żadnego nie spowoduje.

Rafał Podmokły Rafał Podmokły Autor artykułu

Dziennikarz, meloman, biblioman, kolekcjoner, chodząca encyklopedia sportu. Podobnie jak dobrą książkę lub płytę, ceni sobie interesującą rozmowę (SPORT, KULTURA, WYWIAD, LUDZIE).