Jak filozofia pomaga w biznesie

Jak filozofia pomaga w biznesie

Dwanaście lat temu w Myślenicach powstała firma Stalmika. Droga Michała Kasperka, jej założyciela, do zostania przedsiębiorcą była nieoczywista, bo zanim zajął się biznesem studiował filozofię i spędził osiem lat w zakonie. Dziś prowadząc biznes nieraz czerpie z nauk filozofów i powtarza, że filozofia uczy ważnego w prowadzeniu biznesu myślenia abstrakcyjnego, rozpatrywania problemów z wielu różnych stron i szukania rozwiązań, tam, gdzie nikt by się ich nie spodziewał.

19-letniemu Michałowi bliska była praca z ludźmi, dlatego postanowił pójść w stronę kapłaństwa. Po kilku latach spędzonych w zakonie, zaczął się zastanawiać czy to rzeczywiście miejsce dla niego i po długich rozmowach z przełożonymi, rodziną i przyjaciółmi, zanim jeszcze proces formacyjny się zakończył, wystąpił z zakonu. Chciał zacząć studia na kierunku public-relations, ale musiał na nie zarobić, dlatego imał się różnych prac. Najpierw zatrudnił się jako pomocnik na budowie, potem wyjechał do Niemiec, gdzie został opiekunem osób starszych. Kolejnym pomysłem, a zarazem pierwszym jego biznesem, była agencja pracy tymczasowej. Wspomina ten czas jako „szkołę życia”, bo były to ciężkie prace fizycznie, a ta jako opiekun dodatkowo była obciążająca psychicznie. Udało mu się jednak to, co sobie zamierzył, czyli zacząć i skończyć wymarzone studia.

W międzyczasie zaczął pracować w warsztacie ślusarskim swojego wujka. – To było moje pierwsze spotkanie z metalem od strony obróbki stali – mówi Michał.

Z czasem założył własną firmę – Stalmikę.

- Im bardziej się ona rozwijała, tym bardziej rezygnowałem z agencji pracy tymczasowej, która przez cały czas funkcjonowała równolegle. Trzeba było zdecydować się w co bardziej się zaangażować, tym bardziej, że byłem wtedy sam w firmie – wspomina.

Model biznesowy opierał się na współpracy z podwykonawcami. – Kupowałem surowce i stalowe komponenty, które następnie były przekierowane na wybrany zakład produkcyjny. Ja zarządzałem całym łańcuchem od pozyskania klienta i produkcji, po dostawę gotowych wyrobów do klienta. Czułem się trochę jak… montownia, ale dawało mi to dużą elastyczność i bezpieczeństwo, bo koszty stałe były bardzo małe – mówi.

Do dziś pamięta swoje pierwsze targi branżowe. Odbywały się one w Norwegii, a mógł sobie pozwolić na udział w nich tylko dlatego, że znajomi przenocowali go na sofie, a polska ambasada, która miała na targach własne stoisko, użyczyła mu bezpłatnie trochę miejsca, aby mógł wystawić swoje produkty.

Był zdeterminowany, aby znaleźć klientów i nie czekał, aż ci sami podejdą, ale sam podchodził do ludzi. Tę łatwość nawiązywania kontaktów, jak mówi, zawsze w sobie miał, ale pomogły też podróże, które od zawsze były jego pasją i których odbył mnóstwo. I to nie takie z biurem podróży, ale z grupą przyjaciół i samotne. Te ostatnie, jak mówi, uczą najwięcej, bo człowiek zdany jest tylko na siebie i tych, których spotka na swojej drodze. Z mapą w ręce, za to bez telefonu komórkowego i GPS, zwiedził np. kilka krajów w Azji. Spędził też dwa lata w Australii docierając do miejsc, gdzie turyści docierają rzadko albo wcale. Bonusem tych podróży jest też znajomość języków obcych.

Po dwóch latach zatrudnił w firmie pierwszego pracownika. Później dołączył do nich jego brat i tak Stalmika stała się firmą rodzinną.

- To był czas dużej niepewności, nie wiedziałem jak i czy firma będzie się rozwijała. Wiedziałem tylko, że mam na tyle, aby zatrudnić brata na rok. Pracował wtedy w banku, ale zaufał mi i zaryzykował zamieniając tamtą pracę na pracę ze mną – wspomina.

Firma produkuje wyroby z metalu zarówno pod własną marką (a nawet kilkoma tzw. sub brand’ami), ale również na zamówienie innych firm. Od kilku lat dysponuje własną halą produkcyj...

Artykuł dostępny tylko dla abonentów - pozostało 67%

Kup cyfrowe wydanie

Uzyskaj dostęp do wszystkich treści strony www
Pobierz całą treśc gazety w formacie PDF
Czytaj gazetę wcześniej niż w kiosku

W prenumeracie od 1,45 zł