Kaśka… dziewczyna od wszystkiego (cz. 1)

Kaśka… dziewczyna od wszystkiego (cz. 1)
Kraków 1933 rok. Rynek Krakowski. Na zdj. Po prawej Katarzyna Jędroszak z domu Kluska.

Sto lat temu w Krakowie blisko 30 procent rodzin miało służbę domową. Mieszczanie krakowscy nie kwapili się do wypełniana obowiązków domowych. Często służące pracowały jedynie za wyżywienie i dach nad głową, dlatego na gosposie stać było prawie każdego urzędnika państwowego. Natomiast lista wymagań była długa. Służba domowa odpowiadała za: sprzątanie, gotowanie, pranie, zakupy, palenie w piecach kaflowych, reperowanie odzieży, pilnowanie dzieci i opiekę nad chorymi. Były też panie od podawania do stołu czy towarzystwa. Przy tym musiały być czyste, pracowite, dyskretne, bezwzględnie posłuszne i … niewidoczne.

W książce pt. „Służące do wszystkiego” Joanna Kuciel-Frydryszak przytacza wspomnienie Alice Coleman Schelling z chwili, gdy jej babcia Regina przyjmowała do pracy służącą:

„– Czy masz kawalera?

– Ta, proszę pani.

– To bardzo dobrze. Cieszę się. Jak ma na imię?

Służąca w zakłopotaniu, wiercąc się, podaje imię.

– To ładne imię. Możesz mieć wychodne ze swym chłopcem w niedzielę.

– Dziękuję pani.

– A ty jak masz na imię?

– Zosia, proszę pani.

– To też ładne imię. Ale jeśli zawołam na ciebie Basiu, Kasiu czy Jasiu, chcę, byś wiedziała, że to chodzi o ciebie, i przyszła, kiedy proszę”.

Nie był to łatwy chleb i wiele zależało od szczęścia. Była to loteria, wielka niewiadoma, która decydowała o losach biednych wiejskich dziewcząt na lata. Kandydatki na służbę zazwyczaj były pannami. Wdowy i mężatki dużo rzadziej pełniły tę funkcję, a poznać je można było po formie, w jakiej się do nich zwracano od imienia męża, np. Stasiowa. Proces wybierania służby domowej nie był skomplikowany i wyzbyty wszelkich konwenansów. Pani przeprowadzała z wybraną spośród kandydatek dziewczyną krótki „wywiad”, podczas którego na głos wypytywała ją o jej prywatne sprawy i oceniała warunki fizyczne. Często po skończonej pracy kładły się spać w kuchni, czasami na pawlaczach. Z racji tego, że miały kontakt z jedzeniem, które spożywała rodzina, a także z dziećmi swoich chlebodawców, musiały być czyste, jednak kąpiel była możliwa jedynie w wodzie, w której wykąpało się „państwo”.

Dziewczyny ze wsi mogły znaleźć swego pracodawcę z polecenia znajomych, ogłoszenia prasowego, za pośrednictwem tzw. „rajfurek”, które odpłatnie pośredniczyły w znalezieniu pracy, albo jak to było w czasach międzywojennych w Krakowie na „targu pod Mickiewiczem”. Tam co czwartek zachodziły dziewczęta szukające pracy oraz tzw. panie „kapeluszowe”. 

Zamieszkanie w obcym, nieznajomym domu młodej dziewczyny, w którym miała się stać „Kaśką”, było jak wejście do nowej krainy, gdzie wszystko zależało od łaskawości pracodawców: albo się trafiało do nieba i było traktowanym niemal jako członek rodziny albo do piekła. Najczęściej los wiejskiej dziewczyny oscylował pośrodku. Ich domem stawał się ciasny kąt w kuchni, a wszystkie wspomnienia z poprzedniego życia znajdowały się w lnianym tobołku. Ubogie dziewczyny były często bez wyjścia. Bez odpowiedniego przygotowania nie mogły liczyć na pomoc z domu i żyły tylko nadzieją na lepsze życie.

Na początku XX wieku zaczęły się pojawiać poradniki dla ubogich dziewcząt, które miały im pomagać w doskonaleniu. W podręczniku z 1909 roku Elżbiety Bederskiej znalazła się na przykład odpowiedź na pytanie: „Jak zachowywać się powinna służąca przy godzeniu”, czyli rozmowie o pracę. Kandydatka miała odpowiadać na pytania stawiane przez Panią domu skromnie i uczciwie. Niewłaściwie za to było wyrażenie się ujemnie o poprzednich pracodawcach, „każdy bowiem słusznie powiedzieć sobie musi: dziś ich, jutro mnie obgadywać będzie”. Autorka tłumaczyła także, że „służba domowa to najlepsza szkoła dla dziewcząt, w której nauczą się tego wszystkiego, co im na przyszłość najlepsze przyniesie korzyści. Nauczą się gotować, uprzątać, prać, prasować, słowem nauczą się gospodarstwa domowego, a to jest konieczną potrzebą każdej kobiety, która ma zamiar wyjść za mąż, ten zamiar zaś mają prawie wszystkie młode dziewczyny”. Autorka podręcznika zalecała także, by służąca wstawała najpóźniej o godzinie szóstej; tłumaczyła, jak powinien być nakryty stół, a także podawała „zewnętrzne oznaki dobrego towaru” dla tych z panien, które posyłane były po zakupy.

cdn

Marian Cieślik

Ps. Dziękuję Annie Jędroszak-Leśniak za udostępnienie zdjęć i wspomnień o śp. Katarzynie Jędroszak