Liczy się miłość oraz... Teatr
O sztuce, codzienności, życiowych zakrętach i perspektywach na przyszłość – rozmawiamy z myślenickim aktorem i reżyserem Leszkiem Pniaczkiem.
– Przytulnie u Was na tym poddaszu. (wywiad przeprowadzony w domu Leszka i Elżbiety Pniaczek – przyp. red.). Jak się Wam mieszka?
Bardzo dobrze. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, często lubiłem śpiewać Eli: „Mały biały domek na poddaszu, a w nim zakochanych dwoje. Ona zakochana w swym Apaczu, a toż to jest Wielki Pniaku” (śmiech). Teraz jest nas jednak już troje, a naszym największym szczęściem jest trzyletni synek Karol. On i Ela to osoby, które zmieniły moje życie praktycznie o 180 stopni.
– Synek pójdzie w ślady taty?
Są na to spore szanse, bowiem Karol już teraz objawia talent aktorski (śmiech). No chyba, że zostanie… księdzem. Ma ku temu zadatki. Ostatnio nawet, niemal usunął jednego z kapłanów z konfesjonału (śmiech).
–Wybór imienia dla potomka nie był chyba przypadkowy?
Zdecydowanie nie. Po pierwsze ze względu na związanie naszych losów z osobą Papieża. Przypomnę, że z Elą poznaliśmy się podczas wspólnego organizowania obchodów rocznicy pontyfikatu Ojca Świętego. Poza tym Karol urodził się 13 maja (rocznica zamachu na Jana Pawła II – przyp. red), a w domu wraz z mamą znalazł się 18 maja (rocznica urodzin Ojca Świętego – przyp. red). Nie mogliśmy zatem wybrać dla niego innego imienia.
- Nie zawsze w Twoim życiu było jednak tak „różowo”.
Nie ukrywam, że w pewnym momencie życia byłem na dość poważnym zakręcie. Na szczęście już z tego wyszedłem, lecz wiele osób nadal postrzega mnie przez pryzmat tamtego okresu. To jest bolesne dla mnie i dla mojej rodziny, ale wiem, że ciężko pozbyć się łatki, która raz do człowieka przylgnie. Niestety, wielu ludzi widzi w drugim tylko złe cechy, a „belki w swoim oku” już nie. Mądrzejszy o te doświadczenia odsunąłem się od pewnych osób, które były z pozoru przyjaciółmi, lecz tak naprawdę okazały się fałszywe. Teraz zostało mi zaledwie kilku przyjaciół, ale naprawdę prawdziwych. Wśród nich mogę wymienić Anitę Werner (dyrektor MOKiS – przyp. red.) oraz Zbyszka Morawskiego, którym niezwykle dużo zawdzięczam. Najważniejsze jednak, że mam poczucie bezpieczeństwa i miłości w domu, z Elą i Karolem.
– W ubiegłym roku poważnie chorowałeś.
Niestety tak. Z choroby wyciągnęli mnie myśleniccy lekarze pod przewodnictwem ordynatora Oddziału Chirurgii Ogólnej, doktora Waldemara Dutkiewicza oraz neurolog Marii Bień-Piegzy Chciałbym im serdecznie za to jeszcze raz podziękować.
- Jaki Leszek jest na co dzień, w domu (zwracam się do żony Leszka Pniaczka, Elżbiety, kiedy on wychodzi na chwilę z Karolkiem)?
Pod każdym względem Leszek jest wspaniałym człowiekiem. Owszem jako artysta ma swoje przyzwyczajenia, czy drobne wady, ale jest bardzo dobrym mężem i ojcem. Ta jego artystyczna dusza powoduje, że jest niezwykle wrażliwy, czuły. Mimo, iż poświęca pracy wiele czasu i energii na każdym kroku udowadnia, że ja i Karol jesteśmy dla niego najważniejsi.
– Jakie są kulisy życia z artystą?
Często nie ma go wieczorami, czasem i w święta. Da się z tym jednak żyć i przyzwyczaić do tego. Poza tym przed premierami lub innymi ważnymi wydarzeniami jest bardzo zestresowany, mimo wieloletniego doświadczenia. Wtedy czasem jest nerwowy, ale od tego ma mnie, abym go podtrzymywała na duchu i uspakajała. Ponadto Leszek jest też bardzo wesołym facetem. Nawet podczas nerwowych sytuacji czasem powie coś wesołego. Wtedy momentalnie nasze napięcie spada i już jest zdecydowanie lepiej. Cieszę się że go poznałam i jestem jego żoną.
- Jesteś zawodowym aktorem i reżyserem, założyłeś również własny, amatorski teatr. Dużą rolę w tym, co robisz teraz odegrało Twoje wychowanie i wykształcenie (wracam do rozmowy z Leszkiem).
Bardzo dużo zawdzięczam moim rodzicom. Uważam, że zapewnili mi bardzo dobre wychowanie i obdarzyli mnie rodzinnym ciepłem. Na moje wychowanie muzyczne w znaczący sposób wpłynęli także dziadkowie: Aleksander i Maria Romek, a także profesor Józef Romek. W czasach szkoły teatralnej, nazywano mnie „małym Kobielą”. Takie porównanie było dla mnie bardzo miłe, ale i zobowiązujące. Grałem wtedy ponad dwadzieścia spektakli w ciągu dwóch lat. Byłem tym wszystkim bardzo zmęczony i postanowiłem wyjechać do USA. Z perspektywy czasu przyznaję, że był to jeden z największych błędów w moim życiu.
- Co pozytywnego dała Tobie trudna i męcząca szkoła teatralna?
W trakcie studiów na krakowskiej PWST cały czas miałem w sobie duszę estradowca. Chciałem występować na scenie i rozbawiać ludzi. Dostrzegali to zarówno wykładowcy, jak i koledzy z uczelni, na przykład Darek Gnatowski (m.in. Arnold Boczek ze „Świata według Kiepskich – przyp. red.) i Piotr Cyrwus. Dzięki temu miałem okazję zagrać w cyklu „Spotkanie z balladą”. Był to bardzo miły i ciekawy epizod w moim życiu aktorskim. Zagrałem nie tylko w tym przedsięwzięciu, ale także oczywiście innych filmowych i teatralnych. Wielkim dla mnie sukcesem w ówczesnym czasie było zdobycie Grand Prix na festiwalach w Bratysławie, Lyonie czy Edynburgu. Najbardziej jednak cenię Srebrną Odznakę Recytatora. Studia ukończyłem z wyróżnieniem w 1987 roku. Istotny jest dla mnie, na przełomie lat, także fakt, że po moim występie dyplomowym profesor PWST, Anna Polony, z uśmiechem i satysfakcją przyznała, że zamierzała ze mnie zrobić aktora dramatycznego, lecz zrobiła najlepszego komediowego aktora w Polsce. Zagrałem bowiem niezwykle zabawną rolę płaczliwego Pierrota. Chciałbym dodać, że w swojej przeszłości artystycznej dużo zawdzięczam poprzedniemu burmistrzowi Myślenic Stanisławowi Nowackiemu i ówczesnemu radnemu Andrzejowi Żądło, którzy w bardzo dużym stopniu pomagali mi organizować nie tylko Dni Myślenic, ale także inne cykliczne imprezy dla mieszkańców miasta.
– Na co zwracasz szczególną uwagę, jeśli chodzi o warsztat aktorski?
Najbardziej istotna jest dla mnie praca aktora nad wymową. Taki był zresztą temat mojej pracy dyplomowej. Tego również staram się uczyć młodzież uczęszczającą na zajęcia, w prowadzonym przeze mnie Teatrze.
– Jak wyglądały początki Amatorskiego Teatru im. Księdza Kardynała Karola Wojtyły w Myślenicach?
Na początku istnienia Teatru było ciężko, musiałem o niego walczyć. Nie było nigdzie dla nas miejsca. Dopiero dyrektor Myślenickiego Ośrodka Kultury i Sportu zaproponowała, aby miejscem funkcjonowania ATKKKW była Galeria Sztuki Współczesnej, znajdująca się w Ośrodku. W pierwszych miesiącach działania było niewielu chętnych. Przełom nastąpił, gdy zaproponowałem grę w Teatrze Beacie i Zdzisławowi Uchaczom. Postanowili przyjąć tę propozycję, a teraz są w tego rodzaju sztuce po prostu zakochani. Teatr wciąż się rozwija i po niespełna czterech latach działania liczy ponad dziewięćdziesięcioro aktorów. Obok sporej grupy młodzieży są też osoby doświadczone. Kilka z nich na co dzień zajmuje ważne stanowiska. Występuje u nas sołtys Borzęty i wiceprzewodniczący Rady Gminy Stanisław Szczepan Cichoń, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji Szymon Sala, a także funkcjonariuszka KWP w Krakowie Elżbieta Pietrzyk wraz z mężem Zbigniewem, również policjantem.
– Obserwuję Waszą działalność od dłuższego czasu. Macie na koncie już kilka zainscenizowanych sztuk. Co miesiąc organizujecie również Salon Poezji. Jak wygląda codzienność w Teatrze?
Cieszę się, że mieszkańcy Myślenic wreszcie zaczynają dostrzegać działania naszego Teatru. Budujące jest to, iż coraz częściej doceniają oni ciężką pracę moją oraz aktorów. Na co dzień, przy okazji nowych pomysłów, ważne są dla mnie bardzo długie rozmowy, a nawet „burze mózgów” między mną, a dyrektor Anitą Werner i Zbigniewem Morawskim. Często daje mi to zupełnie inne spojrzenie na dany problem, bo ja do swojej osoby i tego co robię zawsze miałem i mam dystans. Poza tym rzadko jestem zadowolony ze swojej pracy, a opinia Zbyszka, wyrażona „na gorąco” jest w takich przypadkach nieodzowna. Po spektaklu „Przed sklepem jubilera” otrzymałem list gratulacyjny od kardynała Stanisława Dziwisza, w którym wyraża się on z wielkim uznaniem i zadowoleniem na temat działalności teatru. Jego opinia jest dla mnie i pozostałych aktorów, także niezwykle ważna. Dla mnie motywująca jest również wdzięczność moich podopiecznych, którzy po jednym czy drugim spektaklu dziękują mi za cenne wskazówki, czasem słowa krytyki, które pozwalają mi doskonalić swój warsztat.
- Widzisz przed nimi aktorską przyszłość?
Widzę w swoich podopiecznych, szczególnie w młodzieży, duży potencjał. Nie mogę jednak im zagwarantować, że na pewno dostaną się w przyszłości do szkoły teatralnej, choć w kilku przypadkach są na to duże szanse. Mają bowiem mnóstwo chęci i zapału do pracy.
– W obecnych czasach każda działalność, także kulturalna wymaga sporych nakładów finansowych. Kto wspiera Amatorski Teatr im. Księdza Kardynała Karola Wojtyły?
Wspiera nas przede wszystkim burmistrz Maciej Ostrowski, któremu jesteśmy niezmiernie wdzięczni za sponsorowanie Teatru. Naszą działalność wspomaga również kawiarnia Cydron, a także cukiernie państwa: Marszałek, Sawickich i Steskal, a także nasza stała, wyrobiona już publiczność. Przychylna Teatrowi zawsze była i jest także redakcja waszej Gazety.
– Zaprezentowaliście już między innymi: „Zemstę” Aleksandra Fredry, „Gościa oczekiwanego” Zofii Kossak-Szczuckiej, a także „Przed sklepem jubilera” Karola Wojtyły. Jakie kolejne utwory dramatyczne planujecie wystawić?
Obecnie pracuję nad sztuką na podstawie Księgi Hioba, w której to adaptacji chcę zawrzeć swoje spostrzeżenia na temat życia, obecnej rzeczywistości, mieszkańców, ich problemów i trosk. Spektakl skierowany będzie głównie do młodzieży, ale nie tylko. Poza tym zamierzam wydać płytę, na której czytam wiersze Karola Wojtyły, traktujące o miłości i sednie małżeństwa.
– W Myślenicach, a w zasadzie w całym powiecie funkcjonuje również drugi zespół teatralny, czyli „Teatr w Stodole”. Jaka jest Twoja opinia na temat konkurencyjnej grupy?
Bardzo dobrze, że w Myślenicach działają dwa teatry, dramatyczny i komediowy. Uważam, że dobrze zagrana komedia to nie chałtura. Jest to po prostu inny repertuar. „Teatr w Stodole” kieruje swoją twórczość do innego typu odbiorców niż nasz, ale wszystko jest przecież dla ludzi. Im więcej będzie tego rodzaju inicjatyw, tym lepiej. Jest to również doskonała zachęta dla młodzieży, zainteresowanej tego typu działalnością.
– Ostatnio spadły na Ciebie spore sukcesy indywidualne.
Zgadza się. Otrzymałem na przykład Nagrodę Publiczności na Festiwalu Filmów Młodego Pokolenia w Katowicach za grę w koprodukcji polsko-szwajcarskiej, „Wszyscy jesteśmy zwycięzcami”. Była to praca dyplomowa Macieja Mądrackiego, pod kierunkiem Jerzego Stuhra. Film kręcony był w Bieszczadach. Grałem tam wujka głównego bohatera. Z zawodu moja postać jest preparatorem. Przygotowywana jest także kolejna edycja „Leksykonu najwybitniejszych postaci polskiego kina”. W związku z tym spotkał mnie nie mały zaszczyt, bowiem twórcy tej pozycji uznali, że moje nazwisko również powinno się tam znaleźć.
- Amatorski Teatr im. Księdza Kardynała Karola Wojtyły w Myślenicach ma od jakiegoś czasu również profesjonalnego menadżera. Jakie są Twoje oczekiwania w związku z tym krokiem i co ta współpraca może dać Teatrowi?
Fakt, iż na naszej drodze zawodowej pojawił się menadżer w osobie Józefa Kołodzieja, to niewątpliwie wielki przełom. Dotychczas wspólnie z krakowskim aktorem, moim przyjacielem Arturem Dziurmanem zajmował się on promocją sztuki „Brat naszego Boga”. Obecnie w wydatny sposób pomaga mi w rozpropagowywaniu działalności ATKKKW i naszych spektakli na terenie kraju. Dzięki temu możemy trafić do ogromnej liczby widzów w całej Polsce. W ten sposób promujemy również nasze miasto i gminę, co także jest niezwykle istotne.
– Dzięki staraniom Józefa Kołodzieja sporo w ostatnim okresie podróżujecie. Byliście ze swoimi przedstawieniami między innymi w Gdyni, Inowrocławiu czy Wielkopolsce. Jakie są wyjazdowe plany myślenickiej trupy?
W maju odwiedziliśmy Łuków (woj. lubelskie), gdzie w Dzień Matki zagraliśmy jeden spektakl. W drugiej połowie roku mamy już zakontraktowanych kilka występów we wrześniu i październiku. Zagramy w Żninie (woj. kujawsko-pomorskie), Opocznie, Chocianowie na Dolnym Śląsku oraz Głuchołazach na południu Opolszczyzny. Sytuacja w tym zakresie jest jednak bardzo dynamiczna, bowiem nasz menadżer prowadzi rozmowy z wieloma ośrodkami w kraju. spodziewamy się więc, że tych występów będzie dużo więcej. Są również spore szanse na tournee zagraniczne i występy dla Polonii w kilku krajach Europy.
– W takim razie trzymamy kciuki za Wasze kolejne udane występy, a także realizację pozostałych planów i dziękuję za rozmowę.
Ja również dziękuję i pozdrawiam serdecznie Czytelników „Gazety Myślenickiej”. Życzę Państwu dużo zdrowia, a przede wszystkim miłości, bo ona jest najważniejsza. Pamiętajcie również, że „nie wszystko co się myśli nadaje się do powiedzenia, ale wszystko jak się mówi nadaje się do przemyślenia”.