Naga Góra (cz. 3)
Na czas kręcenia wnętrz przenieśliśmy się do Warszawy i w jej okolice. W pensjonacie pod Warszawą gramy scenę, w której biorą udział Krzysztof Globisz i Bogusław Linda. Siedzą w pokoju, rozmawiają popijając wódkę z piersiówki. Napełniłem piersiówkę wodą mineralną. Kamery poszły. Po chwili zamieszanie. Okazało się, że piersiówka przecieka i koszula Globisza zamokła. Wylałem resztki wody, wysuszyłem piersiówkę. Podałem aktorowi rekwizyt tłumacząc się i przepraszając za to, co się stało – „Kto by przypuszczał, że metalowa piersiówka może przeciekać...” Na co Globisz odpowiedział – „Kto by przypuszczał, że życie wygląda tak, jak wygląda”.
Taki zapis odnalazłem pod datą pierwszego września w zeszycie rekwizytorskim. Po latach brzmi niesamowicie w kontekście tego, co przydarzyło się aktorowi. W lipcu 2014 roku doznał udaru mózgu, który spowodował przerwę w pracy zawodowej. Po wielomiesięcznym leczeniu, w grudniu 2015 pojawił się w krakowskim Teatrze STU na krótkim, symbolicznym występie w Hamlecie jako król Klaudiusz. Aktor do dzisiaj dzielnie zmaga się ze skutkami udaru kontynuując wykonywanie zawodu.
Szkoda, że nie udało się zapisać wszystkich ciekawych sytuacji, jakie wydarzyły się na planie, a było ich wiele. Tempo produkcji serialu było jednak zbyt duże i nie starczało sił na wszystko. Ten czas pozwolił mi jednak zżyć się z ekipą, zaprzyjaźnić z ludźmi. Do dzisiaj na portalu społecznościowym ludzie związani z serialem żywo reagują na każdą wzmiankę z tamtego planu. Wspominają go jako wielką przygodę życiową i piękne chwile, a informacje dotyczące zdarzeń losowych dotykających członków tamtej ekipy przeżywamy głęboko.
Przeszło tysiąc ludzi przyszło pożegnać Petera Sperkę w Górnym Smokowcu we wtorek 2 lipca 2013. Wśród nich byli ratownicy i przewodnicy górscy z wielu krajów oraz członkowie słowackiego rządu z premierem Robertem Fico. „To szokująca zbrodnia - wciąż nie możemy uwierzyć, że to się stało” - mówił naczelnik Horskiej Zachrannej Sluzby Josef Janiga. Peter Sperka był jednym z najstarszych i najbardziej doświadczonych tatrzańskich ratowników. „To dla nas niepowetowana strata - mówił naczelnik - Praca ratowników to praca zespołowa, a każde ogniwo w tym łańcuchu jest niezbędne i bardzo trudne do zrekompensowania. Bez niego będzie nam ciężko”. Prochy Petera Sperki zostały rozsypane nad Gerlachem, jednym z jego ukochanych szczytów.
Drugą osobą, której tragiczne losy dotknęły ekipę serialu „Ratownicy” był Marcin Wrona. 40-ty jubileuszowy Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w 2015 roku pozostanie na zawsze w cieniu śmierci tego reżysera. Śmierci w dniu finałowej gali. Jego ostatni film „Demon” pokazano 17 września, a dwa dni później podano do wiadomości informację, że reżyser targnął się na swoje życie w hotelowej łazience. Kilka godzin wcześniej uczestniczył w jednej z zabaw organizowanych w ramach festiwalu. Znajomi Marcina Wrony są zgodni co do tego, że jego decyzja mogła być impulsem. Nikt nie wierzył, że artysta planował samobójstwo, ponieważ jedyne o czym mówił w ostatnich tygodniach swojego życia to nowe projekty, które czekały na realizację. Praca była dla Wrony bardzo ważna. Był w trakcie promocji filmu „Demon” i już myślał o realizacji następnego. Prokuratura, która badała sprawę śmierci artysty podkreśliła w rozmowie z mediami, że nie ma jednego ustalonego powodu smutnego końca życia Wrony.
Jego ostatni film „Demon” przyjęto burzą braw. Dziennikarze uznali dzieło za najdojrzalsze w karierze twórcy „Chrztu”, i „Mojej krwi”. Na ostatniej konferencji reżyser mówił dużo o śmierci, przemijaniu, które to wątki były obecne w jego filmie. Poza tym był pogodny, opowiadał o sukcesie na festiwalu w Toronto. Tuż przed Gdynią „Demon” spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem widzów i krytyki na prestiżowej kanadyjskiej imprezie. Przed Wroną otwierały się drzwi do amerykańskiej kariery.
Praca nad filmem to praca zespołowa. Na jakość filmu składają się wspólna praca, kreatywność i włożony wysiłek. Na planie filmowym zawiązuje się więź pomiędzy ludźmi z różnych pionów realizacyjnych, którzy muszą polegać na sobie w nieprzewidywanych sytuacjach. Każdy ma swoją rolę do wykonania, ale wszyscy pracują na jeden tytuł i grają do jednej bramki. Kilkadziesiąt dni, setki godzin spędzonych na planie scalają relacje. Pozostają cenne znajomości i wspólne wspomnienia. Filmowa rodzina to więcej niż tylko wykonywanie zawodu. Wszyscy ubiegamy się o nominację do Oscara za role, w których obsadziło nas życie.
Pamięci Petera Sperki i Marcina Wrony
Bartłomiej Bart Dyrcz