Nowinki betlejemskie
W każdą środę u starego proboszcza zbierali się znajomi. Pięć, siedem osób. Zawsze było przyjemne. Suchy chleb tygodnia okraszony bywał zawsze politycznymi nowinkami, a czasem i ewangeliczną refleksją. Różnie. Na zakończenie była nieodmiennie jedna partia szachów. Wszyscy zebrani kontra ksiądz proboszcz.
Szachowe figury były bardzo duże, dwudziestocentymetrowe. Świetnie się nimi grało, wspaniale przegrywało, bo stary kapłan dość często powtarzał, że boje powinny być tylko i wyłącznie na szachownicy, bitwy na rozum.
- A jeżeli ktoś koniecznie chce strzelać, to niech ONZ stworzy gdzieś siódmy kontynent i tam niech sobie szaleńcy ćwiczą zabijanie - dodawał z gniewem i jego niebieskie oczy mrużyły się gniewnie.
Dzisiejszej środy proboszcz był w szczególnie dobrym humorze. Zapach świeżo parzonej kawy stwarzał przyjemną atmosferę…
- Wiecie, panowie, ten święty Józef to wcale nie był taki biedny, bo w tej stajence to święta rodzina była tylko jedną noc. Trzej królowie przynieśli solidne dary, nieprawdaż?
Po chwili ciągnął dalej betlejemskie nowinki:
- Matka Boska krzyczała na świętego Józefa, że ciapa i mało dogląda gospodarstwa. Bydlątka niezadowolone i przegadują się, które są ważniejsze. Na przykład krowa ma pretensje, że wół od wieków się rozpycha i mówi do panienki, że ona czyli krowa, jest najważniejsza, bo gospodarkę mleczną trzyma, a wół nawet j… nie ma!
Śmiechom nie było końca i chociaż rozmowa zeszła na poważniejszy temat upadku miłości między młodymi ludźmi, ksiądz proboszcz z udaną powagą podsumował:
- Bo wiecie, moi drodzy, miłość to bardzo poważna i ciężka choroba. Zaraz kładzie dwoje ludzi do łóżka.
I jak tu było nie kochać takiego proboszcza? Było to po prostu niemożliwe! Bez bólu przyjmowało się potem zbiorowego mata i szło cicho do domów obok kościelnej wieży i cmentarnego muru, na którym siedział na starym nagrobnym pomniku Frasobliwy Kamienny Anioł, kolega proboszcza, dobry kolega.