Opowiadanie Ady (cz. 8) Adrianna Pszczoła „Magiczne konie. Księżycowe łąki.”
Rozdział 10. Z powrotem u Rachel
Cwałowałyśmy tak szybko, że aż się za nami kurzyło. Byłyśmy wycieńczone jazdą w takim tempie. Na przedzie jechała Silver. Co jakiś czas klacz nerwowo potrząsała grzywą. Za nią pędziłam ja - dyszałam ciężko, a serce waliło mi mocno jak młot.
- Może zwolnimy... - wydyszała wyczerpana Alison.
- Jeszcze chwilę. Wytrzymaj - wyjąkałam.
Na naszych koniach pojawiła się piana. Były tak spocone, że unosiła się z nich para. Wiatr szumiał mi w uszach, a mokre, ściemniałe od potu blond włosy falowały na wietrze.
- Proszę! - jęknęła Alison.
- Zgoda. - ustąpiłam.
Pociągnęłam za wodze Peach i klacz bez oporu zwolniła. Zeskoczyłam z konia. Oddychając ciężko opadłam na trawę. Moja towarzyszka poszła za moim przykładem. Oparłyśmy się o drzewo i przez dobre pół godziny nie byłyśmy w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. Potem zjadłyśmy trochę prowiantu, napiłyśmy się wody i położyłyśmy się spać, pamiętając o przywiązaniu koni do pnia brzozy. Śniła mi się przeszłość, gdy zaczynałam jeździć konno. W moim śnie byłam w szkółce jeździeckiej, a moja instruktorka pokazywała mi konia, na którym miałam jeździć. Był to kasztanowaty wałach z gwiazdką i białymi skarpetami, a nazywał się… I wtedy coś mnie obudziło. To było gorączkowe rżenie konia. Jak poparzona zerwałam się, wstałam i popędziłam do koni. Wokoło nie widziałam nic niepokojącego. Wszędzie stały jedynie srebrne drzewa, szemrzące srebrnymi listkami. Trawa w tym samym kolorze delikatnie poruszała się pod wpływem pędu powietrza. Przede mną majaczyły wzgórza porośnięte w większości drzewami iglastymi, a nad moją głową widniał piękny biały księżyc.
,,Czy tu zawsze jest noc?” - pomyślałam.
Nagle dziwny odgłos wyrwał mnie z zadumy. I ten odgłos znał chyba każdy.
-Wilki? - zapytałam drżącym głosem.
***
Pamiętałam jedynie tyle: zerwałam Alison ze swojego legowiska (w tym przypadku to była trawa), spakowałyśmy rzeczy i wskoczyłyśmy na konie. Wierzchowce były zdezorientowane, szczególnie White. A potem były tylko: cwał i zmęczenie, cwał i zmęczenie, cwał i zmęczenie… Kiedy wreszcie skończyła się ta gorączkowa ucieczka, zsunęłyśmy się z koni. Dałyśmy zwierzętom wody i kilka jabłek, a my same wypiłyśmy około dwóch litrów wody.
- O. Mój. Boże. Co. To. Było. - wydukała Alison.
- Zgadzam się ... - przytaknęłam lekko kiwając głową. - Też nie wiem co to było! Wszystko działo się tak szybko! Najpierw wycie, potem wilki, a na końcu…
- Ucieczka. Męcząca ucieczka. - przerwała mi przyjaciółka.
- Właśnie. - zgodziłam się.
Ali padła na ziemię.
- Co mamy dalej w planach? - wymruczała.
- Znaleźć wioskę, jechać do Rachel i chyba tyle.
Po odpoczynku wskoczyłyśmy z powrotem na konie.
***
Trzymając wodze koni nieśmiało dreptałyśmy w stronę chatki pani sołtys. Co jakiś czas ja i Alison spoglądałyśmy na siebie podenerwowane. Przełknęłam nerwowo ślinę.
- Chyba musimy…
Alison zgodziła się ze mną.
- Tak, Rash.
Drżącą ręką zastukałam w drzwi parę razy. Drzwi otworzyły się i stanęła w nich Rachel. Otworzyła usta by coś powiedzieć, ale ja ją wyprzedziłam.
- Pani sołtys! - wykrzyknęłam błagalnie - Pani też miała magicznego konia! Proszę nam pomóc! Moja siostra jest w opałach! Eric Baker napisał o pani!
- Eric Baker?! - krzyknęła głucho kobieta, po czym wzięła głęboki oddech. - Pomogę wam... - zaczęła sucho.
Ucieszyłyśmy się z Alison i musiałyśmy się powstrzymywać, by nie skakać z radości.
- Pod warunkiem, że znajdziecie Erica Bakera.
Radość prysnęła jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki.
To już koniec naszego wakacyjnego cyklu, w którym prezentowaliśmy fragmenty opowiadania Ady. Dalsze części dostępne są na blogu autorki (jaikosmos.blogspot.com)