Sandały jerozolimskie
W zakopiańskiej galerii plastycznej Władysława Hasiora na honorowym miejscu są pomalowane złotą farbą buty artysty, w których podobno przewędrował całą Europę! Ten fakt Krystyna przypomniała sobie, kiedy wróciła z pielgrzymki do Ziemi Świętej.
Rozpakowując walizkę, z jakąś szczególną czułością odłożyła na bok swoje sandały, w których przez dwa tygodnie chodziła po Jerozolimie, Nazarecie i Betlejem, wspinała się na górę Tabor. Właściwie to najchętniej zawiesiłaby je na ścianie w swym pokoju, ale bała się, że odwiedzający ją, będą się śmiać poza jej plecami, będą potem opowiadać, że zupełnie widać zgłupiała, gdyż buty wiesza na białej ścianie.
Zapakowała więc je do kartonowego pudełka i schowała do szafy. Postanowiła, że na jakąś okazję, kiedyś… Jaką? Nie wiedziałam. Może komuś sprezentuje? Też pewnie nie, bo jakże dawać zdarte sandały? Ludzie łatwo się obrażają. A tłumaczyć, że w tych sandałach szła Jego śladami? To daremny wysiłek. Pochylanie się nad rzemykiem u sandałów to sentymentalny przeżytek.
Znała dobrze twarde myślenie tych, którzy na co dzień byli w jej otoczeniu… Krewni i sąsiedzi, dziwili się, że wydała tyle pieniędzy na wyjazd do Ziemi Boga. Gdyby na przykład zobaczyli drewniany krzyż, który przyniósł na swych barkach pielgrzym z Niemiec, to może zmieniliby zdanie. Ale nie obaczyli i nie zobaczą! Więc będą się śmiać z głupoty. Będą biegali za swymi sprawami, nie widząc, że w zupełnie nieoczekiwanym miejscu i czasie potkną się o własną, przemądrzałą głupotę.
Krystyna każdego dnia od powrotu myśli i wspomina wędrowca z ulic jerozolimskich. Szła w swoich skórzanych sandałach, kupionych na zakopiańskich Krupówkach. Przeciskała się wśród różnojęzycznego tłumu. Droga męki od Pretorium do Bazyliki Grobu. Sandały nie uwierzyły. Były niczym skrzydła. Tęskniła za nimi i długo patrzyła na pielgrzymkowe obuwie.