Sześć dni z Polonią

Sześć dni z Polonią

Zaczęło się we wtorek od piosenek Jacka Kaczmarskiego, skończyło się w sobotę wspólnym odśpiewaniem Roty. To jeśli chodzi o część artystyczną „POLSKA. Ukochany kraj. Umiłowany kraj”, bo przecież jeszcze w niedzielę zasadzono przed budynkiem Myślenickiego Ośrodka Kultury i Sportu nieformalny symbol Myślenic, czyli drzewko lipy.

Żadnej „lipy” nie było jednak przez ani jedną sekundę obchodów Dni Polonii i Polaków. Impreza, która we wstępnych założeniach programowych miała trwać jeden dzień, rozrosła się w praktyce do sześciu dni, a i tak ledwie pomieściła bardzo bogaty program tego, chyba nie będzie wielkiej przesady jeśli tak napiszemy, festiwalu. Festiwalu, w którym było miejsce na muzykę, wystawy, odczyty, spektakle teatralne oraz seanse kinowe.

Dni Polonii i Polaków jakoś naturalnie przywodziły na myśl trzecią część niezapomnianej epopei napisanej przez Andrzeja Mularczyka i sfilmowanej przez Sylwestra Chęcińskiego. Pamiętacie państwo tę scenę z „Kochaj albo rzuć”, gdy syn niejakiego Septembra mówi do ojca, że chce zmienić nazwisko z powrotem na „Wrzesień” po tym, jak usłyszał kłótnię Pawlaka i Kargula na antenie amerykańskiego radia, prowadzonego przez Jana Pietrzaka? Do tej poetyki nawiązywała prowadząca finałowy koncert rodowita lwowianka i dziennikarka Radia Katowice prowadząca „Lwowską falę” Danuta Skalska, która z nienagannym kresowym akcentem kilka razy powtarzała, że „nadejszła wiekopomna chwila”. Ale filmowa czy książkowa fikcja to jedno, a realne życie to całkiem co innego. Takich najprawdziwszych „Septembrów” widzieliśmy w krótkich materiałach filmowych zza oceanu, gdy opowiadali o swoim zaangażowaniu w kultywowanie polskiej tradycji, chociażby poprzez śpiew i taniec w Polonijnym Zespole Pieśni i Tańca Vistula. Formacji, która w tym roku obchodzi 35- lecie powstania. Finałowy koncert był jakąś formą oddania hołdu tym 20 milionom Polonusów rozsianych po całym świecie.

Około połowa tej społeczności mieszka w USA, z tego kilkadziesiąt tysięcy w San Francisco. Tam również urodziła się osoba, bez której Dni Polonii i Polaków po prostu by się nie odbyły. Profesor doktor Jean Marie Novak bywa nazywana Gienią od imienia Genowefa, które również figurowało w jej dokumentach, bo wprawdzie urodziła się na Zachodnim Wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, ale wychowała u rodziny mamy w Pcimiu. Mama Gieni pochodziła z Pcimia, zaś tata z Huty Pieniackiej, miejscowości, której już dzisiaj nie ma, a kiedyś należała do obwodu lwowskiego. W USA chodziła do szkoły podstawowej, tam również uzyskała tytuł profesora logopedii oraz doktorat na renomowanym Uniwersytecie w Berkeley. Zapomniała o Polsce? Nigdy. Słowiańskiej duszy i polskiego serca się przecież nie da w żaden sposób stłumić. Do tego doszła polskimi strojami i tańcami narodowymi, co przerodziło się w studiowanie choreografii i etnografii polskich tańców ludowych na Uniwersytecie Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie. A potem pasja przerodziła się w coś jeszcze większego, czyli Polonijny Zespół Pieśni i Tańca Vistula, który założyła w 1989 w San Francisco i spełniła się w nim praktycznie w każdej roli - od sponsorskiej i organizacyjnej po artystyczną.

Jean Marie Novak zresztą nie tylko dla Vistuli stała się niesłychanie ważną osobą, bo przecież z ufundowanych przez nią strojów korzystał Zespół Pieśni i Tańca „Weseli Lwowiacy” oraz nasza „Ziemia Myślenicka”, której członkowie nazywają panią profesor „naszą kochaną cioteczką”.

A co my widzowie mogliśmy zobaczyć w trakcie tego wyjątkowego wydarzenia?

Zacznijmy od kwestii muzycznych. Był piękny recital w wykonaniu Mateusza Nagórskiego – wokalisty, gitarzysty i kompozytora, występującego na scenie z piosenkami Jacka Kaczmarskiego w repertuarze od 2005 roku. Miłośnicy muzyki klasycznej mieli ucztę w wykonaniu Kwartetu Smyczkowego instrumentalistów z Polish Art Philharmonic. Finałowy koncert natomiast przyniósł folklorystyczne tańce i śpiewy w wykonaniu Zespołu „Kresy” z gminy Lubaczów, cały niezwykle bogaty set w wykonaniu Zespołu Pieśni i Tańca „Ziemia Myślenicka”, która włączyła do swojego repertuaru na tę okazję utwory wykonywane przez Vistulę, zjawiskowy głos Pauliny Mazepy wykonującej piosenki do słów lwowskich poetów takich jak Zygmunt Rumel czy Krystyna Angielska, i wreszcie folk zupełnie miejski wykonywany przez lwowski zespół „On i ona”, czyli takich Andrusów tylko że zza wschodniej granicy. I było na tym koncercie jak na wspomnianej epopei Pawlaka i Kargula, czasami bardzo śmiesznie, czasem niesamowicie wzruszająco.

Teatralną stroną „Dni Polonii i Polaków” był czwartkowy spektakl „Bruku wydeptany stopą własną”. Wieczór literacki w reżyserii Doroty Ruśkowskiej do scenariusza Ewy Aksamowić przeniósł nas do przedwojennego Lwowa niemal sensu stricte, bo nie tylko muzyka, ale i scenografia i stroje wykonawców dawały złudzenie, że odbywamy jakąś cudowną podróż w czasie i przestrzeni do epoki Szczepka i Tońcia.

Trzy wieczory w trakcie „Dni Polonii i Polaków” kończyły się seansami filmowymi dokumentów nawiązujących do tematyki całej imprezy. „Kościuszko. Człowiek który wyprzedził swoją epokę”, „Wieleżyński. Alchemik ze Lwowa”, czy też „Urodziłam się pierwszego września” o Anicie Dolly Panek, zasługującej nawet bardziej na serial niż na film, bo tak ciekawe było jej życie wpisane w dramatyczną historię XX wieku i w Polski los czasów totalitaryzmów i wojen.

Mieliśmy również bardzo interesujące wykłady. O szlagierach i evergreenach tekściarzy ze Lwowa - Hemarze, Szlechterze i Friedwaldzie opowiadał z niezwykłą swadą Tomasz Kuba Kozłowski z Domu Spotkań z Historią w Warszawie. Ich teksty niezmiennie wzruszają, bawią i śmieszą kolejne pokolenia Polaków chociaż najczęściej nie zdajemy sobie sprawy z tego, że to właśnie oni są ich autorami. Wypełniona słuchaczami była również sala lustrzana MOKiSu przy okazji wykładu doktora Łukasza Chrobaka (IPN) pt. „Książę Kazimierz Lubomirski - biznesmen i dyplomata” będącego dopełnieniem otwartej tego samego dnia wystawy dotyczącej właśnie osoby „Dobroczyńcy Myślenic”.

Te wydarzenia niestety już uleciały i jedyna szansa na ich ponowne przeżycie to materiały filmowe, na które można się natknąć w przestrzeni internetowej. Jest jednak coś, co zostanie z nami na dłużej. To wystawa, a w zasadzie kilka wystaw w Myślenickim Ośrodku Kultury i Sportu, jakie zostały zorganizowane przy udziale Lwowskiego Towarzystwo Przyjaciół Sztuk Pięknych oraz Małgorzaty Anity Werner. „Nie ma jak Lwów” prof. Mieczysław Maławskiego, „Powojenny Lwów” - wystawa fotografika Stanisława Gawlińskiego, „Panorama impresji lwowskich” Małgorzaty Anity Werner, „Kwiatek lnu” Paweła Bendisza. O nich napiszemy jeszcze w kolejnym numerze Gazety Myślenickiej, bo po prostu warto. Na koniec wspomnijmy nazwiska laureatów konkursu literackiego Miejskiej Biblioteki Publicznej, który odbył się w ramach festiwalu POLSKA. Ukochany Kraj, Umiłowany Kraj! 7-12 maja DNI Polonii i Polaków: I miejsce – Błażej Ingarden, II miejsce – Weronika Słowik, III miejsce – Jakub Kozieł, Wyróżnienie – Piotr Poznański.

Organizatorami „Dni Polonii i Polaków” byli: Miasto i Gmina Myślenice, Myślenicki Ośrodek Kultury i Sportu, Kino MUZA w Myślenicach, Zespół Pieśni i Tańca Ziemia Myślenicka, Miejska Biblioteka Publiczna im. ks. Jana Kruczka w Myślenicach, Muzeum Niepodległości w Myślenicach, Myślenickie Towarzystwo Kultury, Fundacja Pro Futuris.

Rafał Podmokły Rafał Podmokły Autor artykułu

Dziennikarz, meloman, biblioman, kolekcjoner, chodząca encyklopedia sportu. Podobnie jak dobrą książkę lub płytę, ceni sobie interesującą rozmowę (SPORT, KULTURA, WYWIAD, LUDZIE).