Tam gdzie kończy się droga...

Tam gdzie kończy się droga...
Paweł Lemaniak w marszu przez Chilkoot Pass (lipiec 2012r.)

- Nie jestem podróżnikiem ani fotografikiem. Rok temu - dzięki Leszkowi Lebiedowskiemu - zrealizowałem jedno ze swoich wielkich marzeń. Dziś chcę tym Państwu opowiedzieć – tymi słowami Paweł Lemaniak rozpoczął pełną humoru, niesamowitą i ekscytującą opowieść o podróży przez Kanadę i Alaskę tytułując swoją relację „Tam gdzie kończy się droga”

Była to opowieść pełna przygód, opowieść o spotkaniach z dziką przyrodą i niesamowitymi ludźmi. Spotkanie zorganizowane zostało 24 października przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Myślenicach. Paweł Lemaniak podczas swojej podróży przebył z Myślenic w obie strony około 30 tys. km. Wspólnie ze swoim przyjacielem Leszkiem Lebiedowskim pokonali 8 tys. km samochodem, a kolejne 300 pieszo i łodzią. Swoją czterotygodniową wyprawę rozpoczęli od przebycia legendarnej Alaska Highway, drogi liczącej ok.  2300 km, wybudowanej na potrzeby armii amerykańskiej w roku 1942.

Jak usłyszeliśmy podczas prezentacji wybór miejsca, w którym odbyła się prelekcja nie był przypadkowy?

- Tak, Miejska Biblioteka Publiczna w Myślenicach, to miejsce przyjazne i nowoczesne. Chciałem również zaznaczyć jak istotna jest rola książki działającej jako swoisty motor napędowy ludzkiej wyobraźni. Marzenie, które zrealizowaliśmy, miało swój początek w lekturze książek Jacka Londona, Curwooda, Coopera i innych autorów.

Wyprawa obejmowała kilka wątków tematycznych, czy mógłbyś je przybliżyć?

- W trakcie podroży poszukiwaliśmy śladów lotnisk i wraków lotniczych z okresu II wojny światowej. Przy okazji natrafialiśmy na szereg innych zabytków techniki, były to między innymi maszyny parowe, pojazdy zarówno kołowe, jak i gąsienicowe. Na terenie Kanady takich reliktów jest wciąż bardzo dużo. Innym z celów wyprawy była podróż śladami starych kopalń i „gorączki złota”. W czasie sześciodniowego marszu przez góry pokonaliśmy słynny szlak Chillkot trail. Tak dotarliśmy do jeziora Bennett Lake, a następnie wzdłuż rzeki Jukon do słynnego miasta Dowson City, gdzie z powodzeniem płukaliśmy złoto w rzece Klondike River i Bonanza Creek. Nie sposób opisać tutaj wszystkich przygód i wątków wyprawy, te cztery tygodnie były niezwykle intensywne, pełne przygód i spotkań z niesamowitymi ludźmi.

Czy mógłbyś przybliżyć Czytelnikom warunki w jakich podróżowaliście?

- Wędrowaliśmy w miesiącu lipcu, pomimo tego noce były tak zimne, że sen stawał się w większości przypadków niemożliwy - w górach przez cały rok zalega kilkumetrowa warstwa śniegu. O tej porze roku jest jasno przez cała dobę, co zresztą bardzo źle wpływa na ludzką psychikę. Warunki były nieco spartańskie, przez cztery tygodnie nie mieliśmy możliwości umycia się ani wyprania rzeczy, których zresztą w ogóle z siebie nie ściągaliśmy. Nocowaliśmy w namiocie, pamiętać przy tym należy, że w prowincji Yukon i na Alasce dominuje przyroda - nie człowiek. Szczególnym zagrożeniem są niedźwiedzie, których jest bardzo dużo - średnio jeden na cztery kilometry kwadratowe terenu. W związku z tym cały czas należy mieć przy sobie specjalny gaz paraliżujący, a wszelkie zapasy żywności należy co wieczór umieszczać w plecaku i zawieszać je na drzewie. Zagrożenie ze strony dzikich zwierząt jest bardzo duże i przerażająco realne. Na swojej drodze spotkaliśmy miejsca niefortunnych obozowisk, ze śladami świeżych grobów, o prawdziwości zagrożenia świadczyły również porzucone przy drodze samochody, których właściciele nigdy do nich nie wrócili.

Jak funkcjonuje się w takich warunkach?

- Tam żyje się naprawdę. Radość wynika z prostego faktu, że pomimo wszystko wciąż się oddycha. Wszystko wokół jest realne i prawdziwe, nie ma tu miejsca na niedomówienia, udawanie i fałsz – prawdziwość człowieka, jego umiejętności i wytrzymałość w sposób bezwzględny zweryfikuje przyroda. To wielka satysfakcja, że z jakichś względów mnie oszczędziła, choć sytuacja kilkakrotnie wymknęła się nam spod kontroli.

Wyprawa miała wątek myślenicki…

- Tak, całą trasę przebyliśmy jadąc samochodem z myślenickimi tablicami rejestracyjnymi, dodatkowo w legendarnym lesie znaków w Watson Lake (ok. 60.000 znaków i tablic rejestracyjnych) zamontowaliśmy tablicę z odległością podaną w linii prostej do Myślenic -upamiętniając w ten sposób naszą wyprawę.

Jaka była twoja największa przygoda tam na północy?

- Zdecydowanie spotkanie z Waldemarem – Polakiem mieszkającym tam w bardzo prymitywnych warunkach. Dwa spędzone na rozmowie z tym człowiekiem popołudnia to jedna z największych przygód mojego życia, która odmieniła wiele z moich poglądów. Waldemar jest wolnym człowiekiem, czego nie może powiedzieć praktycznie żaden z nas. Wybrał swoją drogę i miał wystarczająco dużo siły, by ją zrealizować. Leszek bardzo trafnie nazwał go „najbogatszym człowiekiem świata”.

 

Leszek Lebiedowski: Polak mieszkający na stałe w Kanadzie, historyk i wykładowca University of Alberta, pracownik Aviation Museum w Edmonton.

 

 

Paweł Lemaniak: Historyk, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor książki „Myślenickie cmentarze” oraz koordynator „Monografii Myślenic” opracowanej z inicjatywy burmistrza Macieja Ostrowskiego, (autor rozdziału dot. II wojny światowej), autor i realizator „Projektu RSO”, współrealizator programu mającego na celu renowację zabytkowych nagrobków.

 

Stanisław Cichoń Stanisław Cichoń Autor artykułu

Jeden z założycieli Gazety Myślenickiej. W latach 2003-2014 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Był człowiekiem zarażającym nie tylko uśmiechem i entuzjazmem, ale i swoją pasją do rodziny, przyrody, edukacji, sportu i życia. Zmarł w nocy z 22 na 23 listopada 2014 roku.