Wakacje za miedzą czyli tydzień w Namiestowie

Wakacje za miedzą czyli tydzień w Namiestowie
Charakterystyczny spadzisty rynek Namiestowa Fot. R. Podmokły

Największe miasta na Słowacji to blisko półmilionowa Bratysława, ponad 200-tysięczne Koszyce, a potem kilka miast o liczebności między 80 a 50 tys. mieszkańców czyli mniej więcej aglomeracje wielkości Nowego Sącza. Biorąc pod uwagę że liczba ludności Słowacji to mniej więcej pięć i pół miliona ludzi należałoby przyjąć że odpowiednikiem liczącego 8 tysięcy mieszkańców Namiestowa w skali Polski powinno być miasto wielkości Bełchatowa albo Białej Podlaskiej.

Leżący kilkanaście kilometrów od granicy Namiestów jest miastem do którego chyba najbardziej pasuje słowo „urokliwy”. Najwięcej atrakcji oferuje niewątpliwie miłośnikom wodnej rekreacji, ponieważ jezioro Orawskie to zbiornik takiej wielkości, że pomieści zarówno amatorów pływania na żaglówce, skuterze wodnym, nartach wodnych jak i wędkowania. Baza hotelowa wokół jeziora jest bardzo rozbudowana i bardzo urozmaicona. Ceny w miarę przystępne i dla kogoś kto chce sobie wakacje zorganizować w pięć minut a nie ma ochoty tłuc się z południa Polski kilkanaście godzin nad Bałtyk albo na Chorwację jest to miejsce wymarzone. Pierwszą rzeczą jaka rzuca się w oczy mieszkańcowi Małopolski po przekroczeniu przejścia granicznego w Chyżnem to szerokość drogi. Na Słowacji, a przynajmniej w kraju Orawskim strasznie szastają tym asfaltem, bo na przykład jedna z dojazdówek do centrum Namiestowa jest tak szeroka że na jednym pasie spokojnie zmieściłyby się trzy samochody. Podobne refleksje ma kierowca jadący z Namiestowa na Aquaparku Oravice przez Trstene czy Cimhovą. Brakuje często chodników ale rozmiar szosy jest szokujący, szczególnie dla kogoś kto na wczasy jechał przez las koło Jordanowa. Pewnie dlatego sporo ludzi na Słowacji uprawia turystykę rowerową albo zwyczajnie biega wzdłuż drogi rekreacyjnie. Drugą refleksją jak nasuwa się w trakcie podróży po tym rejonie Słowacji to zmiana w mentalności kierowców jaka nastąpiła tu w ciągu ostatnich kilku latach. Parę lat temu straszono wszędobylskością i nieustępliwością policji słowackiej przy egzekwowaniu kar za przekroczenie szybkości i rzeczywiście zdarzało się że łapali nawet kierowców tuż przed granicą gdy przyśpieszali widząc „krainę wolności” – Polskę. Teraz albo nastąpiła jakaś redukcja etatów albo prawo drogowe zliberalizowano, bo niemal codziennie widzi się kierowcę z „TS” albo „BB” na słowackiej rejestracji który wyprzedza „na styk”, a wpychanie się na trzeciego czy jazda „zderzak w zderzak” to już chyba narodowy sport w tym rejonie. Natychmiast jednak gdy wjeżdża się na obszar zabudowany na przykład w takim Liesku nogę z gazu zdejmuje nawet największy kozak bo co i rusz jakaś elektroniczna tablica ostrzega żeby „spomalic”.

Spacerując po Namiestowie natomiast trudno nie zauważyć jak niskie są ogrodzenia przy domkach jednorodzinnych. Rzadko które ma więcej niż metr wysokości. Parafrazując Dymszę – „u nas nie do pomyślenia”. Zadziwia również peregrynacja po osiedlu mieszkaniowym które góruje nad całym miastem, bo miasto wprawdzie zaledwie ośmiotysięczne ale niektóre bloki mają nawet jedenaście pięter. Nie inaczej jest gdy wejdzie się do miejscowej galerii handlowej. Niepozorny budynek przypominający z zewnątrz stary Pemod, a w środku sześć kondygnacji i wszystkie możliwe działy sprzedaży. W całym Namiestowie nie brakuje obiektów sportowych, boisk do koszykówki, piłki ręcznej czy kortów tenisowych – o dziwo nie pozamykanych na klucz i drugie o dziwo zastanawiająco pustych o tej porze roku. Żeby zobaczyć trochę sportu wystarczy się jednak wybrać na mecz miejscowego klubu MSK Namestovo. Drużyna MSK od 8 lat utrzymuje się na poziomie trzeciej ligi, a na banerach reklamowych wokół boiska widnieje napis „metropol oravskecho futbola”. Tu trzeba zaznaczyć, że Słowacy jeszcze nazywają swoje rozgrywki po bożemu i trzecia liga to u nich trzecia liga a nie druga, a pierwsza to pierwsza a nie ekstraklasa. Może dlatego ciągle grają w pucharach europejskich w przeciwieństwie do nas. W środę 21 sierpnia MSK Namestovo grało ligowy mecz z Liptovskim Hradokiem i tłum kibiców wypełnił po brzegi niezwykle klimatyczną trybunę mieszczacą się nad budynkiem klubowym w którym są miedzy innymi szatnie zawodników i klasyczna piwiarnia w starym stylu. Pierwsze piętnaście minut gospodarze bronili się na własnym polu karnym a Liptovski Hradok wyszedł na prowadzenie po rzucie karnym. Potem dla odmiany po indywidualnej akcji gwiazdy miejscowych Samuela Kurtulika wyrównali na 1:1 i do samego końca meczu nie pozwalali gościom wyjśc z połowy. Końcowy remis jak mawiał klasyk nie krzywdził żadnej ze stron.

Najbardziej charakterystyczny obrazek Namiestowa, taki który zobaczymy na pocztówkach z tego miasta, to widok z mostu którym wjeżdża się do centrum od zachodu albo zatoczka umiejscowiona w okolicy trzech najważniejszych hoteli w mieście. Tu w pobliskiej muszli koncertowej występowała rok temu taka słowacka Edyta Górniak czyli Kristina Pelakova, tu można zjeść pyszne lody w kawiarence, tu można również popróbować swoich sił w narciarstwie wodnym na specjalnym torze zaopatrzonym w urządzenie przypominające wyciąg narciarski. W zatoczce nie brakuje również kąpiących się, chociaż po prawdzie barwa wody przywodzi na myśl Ganges. Najładniejsze miejsce Namiestowa to jednak chyba charakterystyczny spadzisty, podłużny rynek. Jest tu na stosunkowo małej powierzchni kawiarenka, pizzeria, restauracja, biblioteka, kino, dom kultury czy księgarnia w której można się natknąć na książki o Jerzym Kukuczce. Czytanie napisów w języku słowackim może u Polaka wzbudzać czasami nie lada konfuzję, bo niemal każdy przybytek gastronomiczny lojalnie ostrzega że menu jest „denne” ale bliższe poznanie jadłospisu pokazuje że nie jest wcale tak źle, a „denne” oznacza po prostu menu przewidziane na dzisiaj. Sądząc po jadłospisach można również dojść do wniosku że w tym rejonie Słowacji przeważają mięsożercy dlatego podzielimy się niezwykle cenną informacją dla ewentualnych turystów jaroszy – naleśniki to „palacinky”.

O rzut beretem od rynku znajduje się zabytkowy kościół Szymona i Judy z połowy XVII wieku. Przebudowany w 1716 roku odrestaurowany w XIX wieku oraz w 1945 roku. Z dawnego wyposażenia zachowały się barokowa chrzcielnica i dwa konfesjonały z XIX wieku. Co godzinę z wieży tego kościoła dobywa się hymn miasta. Miasta które zostało pod koniec drugiej wojny światowej spustoszone przez pożar oraz potyczki wojenne, a przy okazji budowy zbiornika orawskiego zalano w 2/3 jego zabudowę, w tym zabytkowe centrum. W latach 70 nastąpił rozwój miasta związany z budową mieszkań i rozkwitem przemysłu. Bardzo blisko centrum Namiestowa jest również dworzec autobusowy i tu kolejne zaskoczenie jakiego doznaje mieszkaniec Małopolski i nie tylko. Jest jeden przewoźnik, firma z siedzibą w Rużomberoku ale jakoś nie przyszło mu do głowy że można by zapakować 40 osób do busa na 10 osób. Wręcz przeciwnie, autobusami które nie wyglądają jakby miały się rozlecieć i są wielkości mniej więcej Jelcza pasażerowie jeżdżą na dalsze i bliższe trasy, siedzą na wygodnych siedzeniach których jest ponad 40, nikt w tych pojazdach nie stoi chociaż spokojnie mógłby nawet mając trochę więcej wzrostu niż Hałabała albo Quasimodo i w dodatku rozkład jazdy na dworcu nie tylko jest ale i rozpisano każdy kurs z godziną przyjazdu na konkretny przystanek. Jakim cudem im się to opłaca ? Diabli wiedzą.

Każde miasto ma swoją „jazdę obowiązkową” jeśli chodzi o atrakcje turystyczne. Dla Paryża to wieża Eiffle’a, dla Londynu Tower Bridge, dla Barcelony Camp Nou a dla Namiestowa jest to rejs po jeziorze związany ze zwiedzaniem Slanicky’ego Ostrova. Rejs statkiem ms /Orava czy też ms/Slanica rozpoczyna się na jednej z przystani Slanicka Osada znajdującej się przy drodze dojazdowej do Namiestowa od strony zapory. Chyba z żadnego miejsca okolica Namiestowa nie wygląda tak ładnie jak ze statku płynącego po jeziorze. Można również docenić bazę hotelową która z drogi nie jest tak widoczna. Przede wszystkim jednak po blisko 40 minutach rejsu docieramy do wyspy Slanicky Ostrov, którą wcześnie okrążyliśmy płynąc.

Wyspa powstała w 1954 r. po zalaniu wodą zbiornika zaporowego na Orawie. Stanowi ona szczyt sienia, należącego wcześniej do wsi Słanica (słow. Slanica), zalanej wodami jeziora. Porośnięta jest drzewami i krzewami, nadającymi terenowi charakter parku. Wznosi się na niej kościół pw. Podwyższenia Świętego Krzyża, zbudowany w latach 1766–1769, pierwotnie jako niewielka, barokowa kaplica. W 1843 r. kaplica została rozbudowana na klasycystyczny kościół z dwiema wieżami od frontu i dobudowaną kaplicą. Barokowe wyposażenie kościoła pozostaje w depozycie Galerii Orawskiej, która urządziła w kościele stałą ekspozycję orawskiej sztuki ludowej (rzeźba i malarstwo) – stąd stosowana czasami nazwa Ostrov umenia (pol. Wyspa Sztuki). W kolekcji znajdują się dzieła pochodzące ze zbiorów malarki Matildy Čechovej i Galerii Orawskiej. W sezonie letnim w kościele odbywają się koncerty w ramach „Orawskiego Lata Muzycznego”.

Na zewnątrz kościoła znajduje się ekspozycja ludowego kamieniarstwa orawskiego. W niedalekiej kaplicy grobowej rodziny Klinovskich można obejrzeć niewielką wystawę przypominająca dzieje wsi zatopionych wodami jeziora.

Obok kościoła pomnik z brązową rzeźbą przedstawiającą Antona Bernoláka – językoznawcę, pierwszego kodyfikatora języka słowackiego, pochodzącego ze Słanicy.

Od 1973 r. cała wyspa wraz ze wszystkimi istniejącymi na niej obiektami posiada status pomnika przyrody.

Te ponad 20 minut na wyspie jakie przewiduje program rejsu, szczególnie przy pięknej, słonecznej pogodzie mijają stanowczo zbyt szybko. Zbyt szybko mija również tydzień w samym Namiestowie. I to mimo tego że efektownie wyglądający na folderze basen przy hotelu okazał się być trochę większą wanną a parking nie zasługiwał na swoją dumną nazwę.

Namiestów który swoją nazwę zaczerpnął od słowa namiestnik odnoszącego się do przedstawiciela osadników z terenu dzisiejszej Rumunii czyli Wołochów jest urokliwy i basta.

Rafał Podmokły Rafał Podmokły Autor artykułu

Dziennikarz, meloman, biblioman, kolekcjoner, chodząca encyklopedia sportu. Podobnie jak dobrą książkę lub płytę, ceni sobie interesującą rozmowę (SPORT, KULTURA, WYWIAD, LUDZIE).