Więcej niż koncert

Więcej niż koncert

Zakończenie drugiego sezonu organizowanego przez Myślenicki Ośrodek Kultury i Sportu cyklu muzycznego Grany Poniedziałek nie mogło być lepsze. Od ostatniego koncertu Roberta Kasprzyckiego w Myślenicach trochę czasu już minęło i co tu dużo gadać: stęskniliśmy się za naszym chłopakiem z sąsiedztwa, któremu udało się przebić szklany sufit polskiego szołbiznesu muzycznego i pokazać, że Myślenice nie gęsi i swojego barda mają.

Ponad trzy dekady na scenie, sześć płyt, przebój, który nuciła cała Polska, szereg innych, co najmniej tak samo dobrych, choć może mniej znanych utworów, udział w programie prowadzonym przez Manna i Maternę i występy na festiwalach w Opolu, czy Węgorzewie. Robert - poeta, muzyk, kompozytor, śpiewający autor, recenzent muzyczny, felietonista, krytyk literacki i autor tekstów kabaretowych. Ale ten krótki opis nie daje wyobrażenia o tym, co jest chyba największą siłą autora „Nieba do wynajęcia”, siłą, która ujawnia się w „starciach bezpośrednich” twarzą w twarz ze słuchaczem. Określenie „zwierzę sceniczne” jest już wyświechtane do bólu, ale w przypadku Roberta Kasprzyckiego jest chyba najtrafniejsze. Szalenie trudno wskazać jakiegoś muzyka, nie tylko na polskiej scenie, który potrafiłby na koncercie tak połączyć profesjonalizm, swobodę w grze na instrumencie, klasę wokalną, zaangażowanie emocjonalne i energię wykonawczą z luzem, poczuciem humoru, improwizacją, feelingiem i bezpretensjonalną, acz przezabawną konferansjerką. Kto tak umie? Może jeszcze Tymon Tymański? Nic dziwnego, że wypełniona po brzegi sala lustrzana (rekord frekwencyjny Granego Poniedziałku) zgotowała artyście owację, a sam koncert przeciągnął się grubo ponad zaplanowane półtorej godziny.

Po prawdzie zresztą to artystów było dwóch, bo Robert wystąpił razem z Adamem Zadorą, który przygrywa mu na perkusji właściwie od prapoczątków ich muzycznej przygody. A drugie „po prawdzie” trzeba powiedzieć w kontekście słowa „koncert”, bo właściwie dostaliśmy coś znacznie więcej. Rozmowa z Robertem i Adamem z jednej strony przybliżyła rozmaite kulisy funkcjonowania polskiej sceny muzycznej, z drugiej zaś była bogato ilustrowaną fotografiami i filmami podróżą do przeszłości. Przeszłości, w której duetowi Robert Kasprzycki - Adam Zadora znacznie bliżej było do pójścia śladami duetu Hetfield- Ulrich, niż do jakiejś krainy łagodności. A dodatkowym atutem tego wspomnieniowego setu był fakt, że również współprowadzący Grany Poniedziałek Piotr Dziadkowiec, będący kiedyś częścią sekcji rytmicznej zespołu Roberta Kasprzyckiego, dorzucił swoje więcej niż trzy grosze. Wśród stutrzydziestukilku widzów, którzy na siedząco, bądź stojąca oglądali Grany Poniedziałek byli tacy, którzy Roberta Kasprzyckiego and consortes mieli okazje posłuchać już wielokrotnie wcześniej, ale byli i tacy którzy debiutowali. Takich, którzy chcieli wyjść przed końcem nie zanotowano (a może nie wypuszczono).

RP