Z kwiatów potrafią wyczarować niemal wszystko
"Coś pięknego” - jest wielce prawdopodobne, że taka myśl nasunęła się niejednej osobie na widok kompozycji w witrynie kamienicy sąsiadującej z myślenickim magistratem, zanim jeszcze wzrok skierowała na nazwę kwiaciarni, a właściwie pracowni florystycznej, która brzmi właśnie tak – Coś pięknego. W środku „kwiatowe czarodziejki”, jak nazwała je jedna z klientek, czyli Natalia Olszyniak i Agnieszka Góral wyczarowują swoje kompozycje.
Przyjaciółki i wspólniczki znają się od przedszkola. Razem chodziły do liceum, ale wtedy jeszcze nic nie wskazywało na to, że kiedyś oprócz przyjaźni połączy je biznes. Choć już wtedy wiadomo było, że obie mają zdolności artystyczne i lubią tworzyć np. dekoracje, więc jeśli tylko w szkole trzeba było udekorować salę na jakąś okazję, zgłaszały się pierwsze. Po maturze ich drogi się rozeszły, a spotkały się ponownie po latach w firmie z branży gastronomicznej, w której obie pracowały. To wtedy w ich głowach zrodziła się myśl, żeby stworzyć razem pracownię florystyczną. I powoli dojrzewała. Najpierw założyły firmę oferującą dekoracje ślubne. Po godzinach i w weekendy zajmowały się dekorowaniem kościołów i sal weselnych. Nie było łatwo, bo praca w gastronomi również wymagała dyspozycyjności w weekendy.
- Zleceń przybywało i było to na tyle absorbujące, że wiedziałyśmy już: musimy się na coś zdecydować – mówi Natalia.
Agnieszka miała już wtedy doświadczenie jako florystka, bo pracowała wcześniej w kwiaciarniach. Natalia miała z kolei doświadczenie w pracach biurowych i smykałkę do „ogarniania papierów”. Stwierdziły, że suma ich doświadczeń, posiadane materiały (dekoracje), w której przez cały czas inwestowały zarobione pieniądze, a do tego ich wrażliwość na piękno i chęć tworzenia własnych projektów to potencjał, którego szkoda byłoby nie wykorzystać.
Miały po 24 lata, na które zdaniem niektórych nawet nie wyglądały. Dlatego, jak wspominają, cały proces tworzenie własnej firmy był dość trudny.
- Nikt w nas nie wierzył i mało kto traktował nas poważnie. Kiedy załatwiałyśmy formalności w różnych instytucjach dziwiono się, że jesteśmy takie młode – wspominają. I dodają: - Do dziś zdarza się, że przedstawiciele handlowi wchodząc do kwiaciarni i widząc nas mówią: „Dzień dobry, czy można prosić osobę decyzyjną, szefa lub szefową?” Ale dziś już się z tego śmiejemy, traktujemy to jako komplement.
Kiedy decyzja o założeniu wspólnego biznesu zapadła sprawy potoczyły się szybko. Lokalu nie szukały ani w gminie Dobczyce, skąd pochodzą, nie myślały też o Myślenicach. Marzył im się Kraków i nawet znalazły tam lokal. Kiedy jednak zupełnie przypadkiem Agnieszka przechodząc przez myślenicki Rynek wyparzyła ogłoszenie o lokalu do wynajęcia, umówiły się, aby go obejrzeć. Przekonała ich głównie powierzchnia, trzy razy większa od lokalu w Krakowie. Zaciekawiła ich też historia tego miejsca, wszak przez długie lata mieściła się tu założona jeszcze przed II wojną światową, znana nie tylko w Myślenicach, ale i całej okolicy apteka. Przypomina o tym zachowany do dziś dzwonek, który służył do budzenia w nocy aptekarza.
Przez czas remontu same nadal pracowały na etatach we wspominanej gastronomii. I dekorując śluby. - Nie mogłyśmy rezygnować, bo potrzebne nam były pieniądze na remont. Nasi bliscy bardzo chcieli nam pomóc, ale mogli to zrobić jedynie pracą fizyczną – mówią dziewczyny.
Z wdzięcznością skorzystały z pomocy partnerów i rodziny, najpierw przy remoncie, a potem przy porządkowaniu lokalu. Wystrój wnętrza zaprojektowały same. Wymyśliły też nazwę „Coś pięknego”. Jak podkreślają, to nie dowód samozachwytu, bo są wobec siebie samych bardzo krytyczne.
- Dużo osób, kiedy do nas wchodzi, albo kiedy widzi nasze dekoracje na ślubach mówi, że nazwa jest adekwatna. To jest dla nas największy komplement – mówi Agnieszka.
15 lutego 2020 roku odbyło się otwarcie pracowni florystycznej, ich wspólnej firmy.
Dziś mówią, że trudno było wybrać gorszy czas na otwieranie własnego biznesu. I to jeszcze w rynku, który właśnie został rozkopany z powodu rozpoczętej rewitalizacji. Kwiaciarni jeszcze nikt nie znał, a szanse na poznanie utrudniały rozkopy. To co udało się zarobić inwestowały w towar, na reklamę już nie wystarczało.
Jakby tego było mało, za miesiąc ogłoszono pandemię. Ograniczenia związane z lockdownem dotyczyły i to mocno branży weselnej, a one przecież nadal w niej działały zajmując się dekorowaniem kościołów, domów i sal weselnych.
- Przepisy zmieniały się i często niemal do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy gości weselnych będzie mogło być 100 czy tylko 50. Bywało, że pary młode dowiadywały się tego w czwartek przez ślubem, a my przecież musiałyśmy wcześniej zamówić kwiaty. Pytanie tylko w jakiej ilości, wiadomo przecież jak są nietrwałe - opowiadają.
Oprócz tego zakładały maseczki i foliowe rękawiczki i dostarczyły bukiety pod drzwi klientów.
- Miałyśmy to szczęście, że właściciel lokalu bardzo poszedł nam na rękę. Sił dodawali nam też klienci, którzy mimo wszystko, byli – mówią z wdzięcznością.
Udało się więc przerwać czas pandemii. Potem jednak wybuchła wojna w Ukrainie. Wreszcie też zaczęła się dawać we znaki inflacja. - W tak trudnym czasie, mało kto myślał o zakupie kwiatów, nie jest to przecież towar pierwszej potrzeby – mówią Agnieszka i Natalia.
Nie poddawały się jednak i konsekwentnie realizowały swój plan, a jednocześnie swoje marzenie. Bo to miejsce było i jest ich marzeniem. Właśnie takie, z fantazyjnymi, kolorowymi wstążkami przy wejściu, na tle których można sobie zrobić selfie, oraz z leżącymi czasem na podłodze liśćmi, które są dowodem na to, że tu się żyje i tworzy bukiety i inne kompozycje, flowerboxy, wianki…
Oprócz kwiatów ciętych i doniczkowych już dawno rozgościły się tu (właśnie „rozgościły”, bo dzięki temu, że jest tu tyle miejsca są pięknie wyeksponowane) rośliny suszone i stabilizowane. Imponujące trawy pampasowe i inne trawy ozdobne, wieczne róże, delikatny len, gipsówka w różnych kolorach, a obok nich strusie pióra... Ostatnio dziewczyny wykorzystały suszone rośliny, aby zrobić palmy wielkanocne. Zupełnie inne od tych, jakie spotkamy np. na targu. Co więcej, wykorzystując suszki robią wianki, flowerboxy, kompozycje w ramkach oraz takie przykryte szklanymi kopułkami.
- Nigdy nie tworzymy dwóch takich samych bukietów, bo wychodzimy z założenia, że każdy człowiek zasługuje na coś wyjątkowego – mówi Agnieszka.
Ale czy faktycznie da się uniknąć powtórzeń tworząc tyle bukietów ile one tworzą tygodniowo, miesięcznie, rocznie...? - Oczywiście, że się da – odpowiada bez wahania Agnieszka. I dodaje: - Nawet z tych samych kwiatów można stworzyć coś innego, inaczej je układając. Zresztą tworzenie dwóch identycznych bukietów to jak malowanie kopii obrazu. Nudne i męczące. Nie ma w tym żadnej przyjemności, bo trzeba skupiać się na tym, aby nie tylko całość, ale też detale były identyczne, a przecież nie ma dwóch identycznych kwiatów.
Inspiracje czerpią z otoczenia, ale też rzecz jasna z internetu, w którym obserwują topowe florystki i śledzą zmieniające się trendy. Podobają im się różne style. Agnieszka lubi kolory i folklor. Z kolei Natalia preferuje biel i czerń. Różnią się także w tym, że Natalia woli mniejsze kompozycje, zaś Agnieszka te większe.
- Na pomysł naszej „instagramowej ścianki” ze wstążek wpadłam… pod prysznicem. Najlepsze przychodzą do głowy w nietypowych miejscach i okolicznościach i to był właśnie jeden z takich – śmieje się Natalia, bo ścianka faktycznie cieszy się popularnością wśród młodych i nie tylko.
W odgadywaniu życzeń klientów, jak mówią dziewczyny, pomaga im przede wszystkim rozmowa, w czasie której pytają o to co klientom się podoba a co nie, a w przypadku bukietów czy dekoracji na ślub, również o to jak będzie wyglądała suknia ślubna, fryzura panny młodej itd.
Od razu jednak zaznaczają, że to nie znaczy, że zrobią wszystko czego zażyczy sobie klient.
- Mamy swój styl, który wypracowałyśmy i jego się trzymamy, dlatego realizujemy tylko takie zamówienia, które podobają się także nam. Właśnie dlatego nie wyobrażamy już sobie powrotu do pracy na etacie, u kogoś. I choć u siebie nieraz pracujemy dłużej, niż na etacie, bo bywa, że i do północy, ale robimy coś co jest od początku do końca nasze, pod czym możemy i chcemy się podpisywać – mówią dziewczyny.
O tym, że udaje im się trafiać w gusta klientów, świadczą opinie klientek i klientów oraz najwyższe noty, jakie ci wystawiają im w sieci. Nie tylko zresztą za bukiety, ale też za dekoracje kościołów i sal weselnych. Te usługi to wciąż ważna część ich biznesu i niezmiennie ich pasja, która tak samo jak prowadzenie kwiaciarni daje im wiele satysfakcji.
Kwiaty to nie jedyny asortyment dostępny w ich pracowni. Znajdzie się tu też „coś pięknego” do domu. Są wazony, świece zapachowe (przez jakiś czas były to świece sojowe wykonane własnoręcznie przez Natalię), rzeźby, patery, lustra itp. Wszystko to może służyć upiększeniu własnego domu lub mieszkania, albo jako prezent. Są też kartki okolicznościowe na różne okazje.
Jako, że asortyment się zwiększa, pracownia, która na początku mieściła się w jednym pomieszczeniu, dziś rozrosła się do trzech. To już nie to samo miejsce co cztery lata temu.
Zmieniły się także Agnieszka i Natalia. Zainwestowały nie tylko w rozwój swojego biznesu, ale także w swój osobisty rozwój. Dzięki temu stały się bardziej pewne siebie niż były na początku.
- Jesteśmy zwykłymi dziewczynami, dziewczynami ze wsi. Do tego pierwszymi kobietami w swoich rodzinach, które założyły i rozwinęły swój biznes. Nie miał nam kto podpowiedzieć co robić i jak, stąd też do wszystkiego musiałyśmy dochodzić same ucząc się metodą prób i błędów – mówią. I dodają: - Rok 2023 był dla nas przełomowy. I to nawet nie tyle jeśli chodzi o kwiaciarnię, albo nie tylko o nią, ale też jeśli chodzi o nas i o nasz rozwój osobisty – mówią.
Do dziś dobrze pamiętają początki, kiedy nie potrafiły jeszcze dobrze wycenić swojej pracy, ale z czasem się tego uczyły. Pamiętają też zlecenia jak to, gdzie 100 proc. kwiatów stanowiły sprowadzane z zagranicy kwiaty klasy premium. - Było to ogromne wyzwanie logistyczne, tak samo trudne co satysfakcjonujące – mówią.
I żeby pokazać trudność takiego zlecenia Agnieszka wyjaśnia: - Zanim kwiaty ozdobią kościół lub salę weselną jest dużo „niewidzialnej” pracy. Kiedy kwiaty przyjeżdżają trzeba je odpowiednio napoić i kondycjonować. Każdy trzeba podciąć, usunąć mu liście. Ale jest też praca wcześniej. Zanim je zamówimy musimy policzyć ile danego kwiatka potrzebujemy do danej kompozycji, a rodzajów kwiatów w jednej kompozycji jest kilka. Potem te sztuki mnożymy przez ilość kompozycji. Następnie całość musimy jeszcze przeliczyć na paczki, w które pakowane są kwiaty, bo nie kupujemy kwiatów na sztuki, a właśnie na paczki, w których liczba kwiatów nie zawsze jest taka sama. Raz jest to 10, raz 15, 20 a innym razem 25 sztuk kwiatów. Liczenia jest więc bardzo dużo i nie można się pomylić. Potem trzeba to wszystko zamówić przez internet i być w kontakcie z dostawcami, bo ci np. mogą, choćby z powodu złej pogody, nie mieć takiej ilości kwiatów w danej chwili. Proszę sobie wyobrazić jak to wygląda, kiedy realizujemy dwa wesela naraz, bo są dzień po dniu, a każde jest zaplanowane w zupełnie innym stylu, jedno np. góralskie, a drugie w stylu klasycznej elegancji. Kiedy jeszcze są od bardzo oddalone od siebie, a mamy już za sobą realizacje m.in. na Podhalu i pod Tarnowem, trzeba zadbać o to, aby wszystko spakować do samochodu dostawczego i zdążyć dostarczyć na czas.
W tzw. międzyczasie trzeba też znaleźć czas na prowadzenie mediów społecznościowych i wszystkie inne przyziemne obowiązki. - Jesteśmy tylko we dwie, więc o wszystko od zakupu kwiatów i przygotowania bukietów, po umycie podłogi i zakup papieru toaletowego, musimy zadbać same – mówią.
Nie mówiąc już o znalezieniu czasu na życie „po pracy”.
Agnieszka i Natalia nie narzekają jednak, bo kochają to co robią. I mają wciąż wiele marzeń i planów, które chcą zrealizować. Udowodniły już, że nie boją się ciężkiej pracy, a jej jakość też już potwierdziły, czy raczej potwierdzili ją klienci.
W Myślenicach czują „jak w domu”. Mają tu znajomych i przyjaciół. I nie żałują, że właśnie tutaj udało im się stworzyć „Coś pięknego”.
Za nami Walentynki i Dzień Kobiet, a to oznacza, że od teraz do kolejnych Walentynek do kwiaciarni najprawdopodobniej będą zaglądały głównie kobiety. Dziewczyny zachęcają panów, aby brali przykład z pań, zwłaszcza, że...
- Z naszych obserwacji wynika, że kobiety uwielbiają kwiaty i kupują je zdecydowanie częściej niż mężczyźni. Sobie albo innym kobietom. Panowie owszem kupują, ale przy okazji świąt takich jak nap. Dzień Kobiet, a wiemy, i to od samych kobiet, że chciałyby otrzymywać kwiaty od mężczyzn także bez okazji.