Zaproszenie na pogrzeb

Zaproszenie na pogrzeb

Już go więcej słońce nie zobaczy. Płyta grobowca powiedziała ostatnie słowo. Byłem na wielu pogrzebach i da los, że jeszcze na wielu będę, ale ten był dla mnie czymś niezwykłym. Byłem na niego zaproszony. Rzecz miała się następująco…

Mimo przekroczenia osiemdziesięciu lat Fernicki był bardzo żywotny. Szczuplutki, energiczny, ubrany zawsze tak, jakby to było ubranie po młodszym i chudszym bracie. Podkreślało to jeszcze jego osiemdziesięcioletnią „młodość”. Kochał życie. Mówił, że jeszcze nigdy nie przeszedł obojętnie obok kobiety… i butelki. To były jego dwie największe miłości. Przed laty bywałem niekiedy zapraszany do tego trójkąta. Było, przeszło, przeminęło. Skończyła się piękna bajka bez morału.

Fernicki szczuplał coraz bardziej, bo jadł tyle, co szary wróbel, parapetowy król i żebrak. Przestał wychodzić z mieszkania, ale chętnie przyjmował starych znajomych. Bez końca opowiadał o czasach, gdy jeżdżono tylko konno i walczono szablami. Nad tapczanem wisiała i błyszczała prawdziwa szabla. Relikwia. A Fernicki snuł opowieści o ułanach spod Cycułowa, Jaworowa, Uścieryk i Rokitny… Słychać było prawie tętent ich galop.

Marzył o kupnie munduru. Coraz głębiej i dalej odchodził w piękny, przeszły czas.

I przyszła ta środa. Przywiozłem Fernickiemu lekarstwa z Krakowa. Zażył zaraz tabletkę, uśmiechnął się i powiedział:

- Zapraszam pana na mój pogrzeb w niedzielę. Czy będzie miał pan czas jechać do Krakowa? Na cmentarz salwatorski. Jest bardzo piękny.

- Wiem, bywałem tam w czasach studenckich.

Czułem, że gubię się i plątam w odpowiedzi, jak nieprzygotowany sztubak. A Fernicki nic już nie mówił. Nie wiedziałem - jak się z nim pożegnać. Na szczęście jego żona wzięła mnie za rękę i cicho szepnęła, że mąż zasnął. Wyszedłem.

I stało się. Głucho jęczały dzwony na Salwatorze. Trumna, ostatnie ubranie Fernickiego, była z pewnością zbyt duża. Wydawało mi się, że olbrzymia, a on zawsze lubił takie małe ubrania.

Kondukt pogrzebowy pobłądził wśród cmentarnych ścieżek. I dobrze, bo ten pogrzeb powinien długo trwać.

Emil Biela Emil Biela Autor artykułu

Pisarz, felietonista. Ukończył filologię polską w Wyższej Szkole Pedagogicznej (Kraków). Debiutował w 1962 r. na łamach tygodnika "Życie Literackie" jako poeta.