35 lat za nami (cz. 5)
Myślenicka Gazeta Lokalna była przedsięwzięciem wspólnym Komitetu Obywatelskiego Ziemi Myślenickiej oraz Międzyzakładowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ „Solidarność” w Myślenicach, dlatego wiele osób współtworzyło czasopismo i wspierało jego działanie. Jednak to zespół redakcyjny, który tworzyli Krzysztof Pietrzyk, Jerzy Krzywoń, Stanisław Cichoń, Zbigniew Syrek i Jakub Ślósarz nadawał gazecie kształt. Wśród redaktorów jednym z liderów był Krzysztof Pietrzyk, który nie tylko był dziennikarzem, a zarazem współkierował gazetą, ale także wykonywał skład komputerowy, co wówczas było rzadką umiejętnością.
Od wydania gazety z dnia 23 lutego 1990 roku, czyli od numeru podwójnego 3/4 (nr 7/8 z roku II) nasze pismo miało już profesjonalną winietę, czyli własne logo z tytułem (tzw. pasek tytułowy), wykonaną przez myślenickiego architekta Władysława Piwowarskiego. W tymże numerze możemy przeczytać dwa artykułu Krzysztofa Pietrzyka, jeden mówi o zbliżających się wyborach w spółdzielniach, drugi pt. „Traktacik o dobrej robocie” pokazuje nam fragment ówczesnej kuriozalnej codzienności. Wybory w spółdzielniach miały być ważne, bo to były „pierwsze wolne” po tzw. przełomie roku 1989. Te wybory miały „wymieść” nomenklaturę ze stanowisk prezesowskich w spółdzielniach pracy, PSS-ach, GS-ach i mieszkaniowych, ale jak spodziewał się autor tak się nie stało. Po prostu większość członków nie wzięła udziału w wyborach. Mimo, że autor wielkimi literami apelował „PRZYJDZCIE NA ZEBRANIA! TNIJCIE RÓWNO DOTYCHCZAS RZĄDZĄCYCH! WYBIERAJCIE WŁASNYCH ALE I MĄDRYCH LUDZI! MOŻE W KOŃCU BĘDZIE LEPIEJ – NA PEWNO BĘDZIE INACZEJ!”. Niestety ten apel pozostał bez odzewu. Czy to ze strachu przed powrotem komuny, czy z niewiary, że ich głos coś zmieni,większość spółdzielców pozostała bierna i wielu przedstawicieli tzw. nomenklatury utrzymała się na swoich stanowiskach. Dziś może to dziwić ale jeszcze w 1990 roku wielu ludzi bało się zmian, które zachodziły w naszym kraju. Byli tacy, co bali się interwencji Rosji oraz odwetu rodzimych komunistów, kiedy ci wrócą do władzy. Wielu po prostu obawiało się co przyniosą zmiany ustrojowe. Jak się później okazało obawy te nie były bezzasadne, gdyż wdrażany w Polsce program reform tzw. plan Balcerowicza narzucony przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy wpędził miliony mieszkańców naszego kraju w bezrobocie i nędzę. Ta tzw. terapia szokowa, która miała przeprowadzić nasz kraj od gospodarki centralnie sterowanej do gospodarki wolnorynkowej do dziś budzi duże kontrowersje i ma znaczenie w obecnych sympatiach politycznych.
„Traktacik o dobrej robocie” opowiada o perypetiach człowieka odpowiedzialnego za sprawy techniczne redakcji, który musi podróżować. Krzysztof Pietrzyk pisze w tym artykule, iż aby naprawić komputery musiał pojechać do Warszawy. Tylko w stolicy taka naprawa była możliwa w roku 1990. „Pojechałem kiedyś do Warszawy, ponieważ miałem do naprawienia dwa komputery. Jak wiadomo usługi są drogie więc zabrałem ze sobą kupę forsy.” Ale jak się okazało ta naprawa nic nie kosztowała, gdyż jeden komputer naprawiono na gwarancji, a drugiego wówczas nie naprawiono, gdyż trzeba było czekać na części. Tą firmę autor pochwalił. Jednak „hitem” tego artykułu jest opis próby dostania się do autobusu PKS, w czasie innej podróży służbowej. „Po kilkugodzinnej jeździe na stojąco z Wrocławia jestem na dworcu autobusowym w Krakowie. Jest około 14.00. Grzecznie ustawiam się w kolejce do autobusu, który pojedzie do Myślenic. Ludzie wchodzą sprawnie bowiem o tej porze uprzywilejowani są posiadacze biletów miesięcznych. W pewnym momencie nieprzyjemny zgrzyt. Za postawieniu na stopniu pojazdu nogi bez zapytania czy można, kierowca - pan i władca - wyrzuca człowieka posiadającego legitymację pracownika PKS-u. Potem ogląda ją jeszcze dokładnie (może to kto ważny) i tonem nieuznającym sprzeciwu oświadcza, że u niego tylko miesięczne się liczą. Wspaniałomyślnie zabiera jeszcze dwie, nieomal klęczące matki z dziećmi. W autobusie tylko kilka osób stoi. Przed upragnionymi drzwiami pozostają tylko trzy osoby: pani objuczona ciężkimi walizkami, pracownik PKS-u i ja.” O dziwo dziś także możemy się spotkać z takimi scenami, choć niekoniecznie chodzi o miejsce w autobusie. Minęło ponad trzydzieści lat ale mentalność ludzi jest wciąż taka sama.
Cdn