Agnieszka Tola Słomka - z teatrem przez życie

Agnieszka Tola Słomka - z teatrem przez życie

Energia, pasja, komunikatywność i uśmiech. Gdyby ankieta personalna Agnieszki Toli Słomki zawierała takie rubryki, to pochodząca z Myślenic aktorka i reżyserka mogłaby sobie w nich wpisać 10 punktów na 10 możliwych.

Pedagożka społeczno-opiekuńcza, pedagożka teatru, reżyserka teatrów dzieci i młodzieży, terapeutka w Warsztacie Terapii Zajęciowej w Myślenicach, założycielka i reżyserka amatorskiego teatru osób z niepełnosprawnością „TereN”, instruktorka Teatru im. ks. Kardynała Karola Wojtyły w Myślenickim Ośrodku Kultury i Sportu (grupa dziecięca i młodzieżowa). Sama ilość sprawowanych przez nią funkcji świadczy o tym, że mamy do czynienia z osobą posiadającą zdolność bilokacji, albo jest kilka Agnieszek podających się za jedną osobę.

Byłaś takim typem dziecka, które rodzice stawiają na stole, żeby wyrecytowało jakiś wierszyk albo zaśpiewało piosenkę?

Zdarzało mi się występować na jakichś rodzinnych uroczystościach, ale powiedziałabym, że w tych wczesnych teatralno - estradowych próbach dziecięcych szukałam jakiejś enklawy czy może ucieczki do własnego świata. Zaczęło się już w przedszkolu do czego przyczyniła się moja mama. W podstawówce uczestniczyłam w konkursach recytatorskich, w liceum brałam udział w konkursie teatrów jednego aktora i dotarłam nawet do ogólnopolskiego finału w Zgorzelcu. Wiele dały mi w tamtym okresie lekcje od Magdaleny Sokołowskiej – Gawrońskiej, która przygotowywała mnie również do egzaminów wstępnych na PWST w Krakowie.

W artykułach, które można znaleźć o Tobie dosyć zaskakująca jest informacja, że tylko raz próbowałaś dostać się do szkoły teatralnej, chociaż to jedyne podejście było bardzo bliskie sukcesu. Nie kusiło Cię, żeby spróbować rok czy dwa lata później? Taki Janusz Gajos przecież dostał się dopiero za czwartym razem.

Chyba zadecydował mój góralski charakter. Uznałam, że skoro za pierwszym razem nie zrobiłam na komisji egzaminacyjnej, w której była chociażby Anna Polony, takiego wrażenia, żeby mnie przyjęli, to widocznie aż tak zdolna nie jestem. Rzeczywiście dotarłam do tego ostatniego etapu eliminacji i zdaniem egzaminatorów nie wykazałam się wystarczającą ekspresją interpretacją wiersza. Poza tym zasugerowano mi, że jeśli chce się zawodowo zajmować aktorstwem, to przydałby mi się zabieg korekcji przegrody nosowej. Jak usłyszałam, że potrzeba jeszcze jakiejś operacji, to doszłam do wniosku, że to jednak zbyt duże poświęcenie. Oczywiście zakładałam, że mogę się nie dostać na krakowską PWST, więc zdawałam również na teatrologię. Za każdym razem brakowo niewiele, ale jednak brakowało.

Przygoda z teatrem jednak się na tym nie skończyła.

Ba, można powiedzieć, że ona się dopiero wtedy zaczęła. Na studia zaoczne ostatecznie poszłam na Collegium Ignatianum i jak chyba każdy studiujący zaocznie chciałam połączyć je z jakąś pracą. Przypadkiem trafiłam na ogłoszenie prasowe amatorskiego teatru „Kurtyna”, który właśnie poszukiwał aktorów. Kolejne trzy lata to były podróże po całej Polsce z naszymi spektaklami i pierwsze zarobione pieniądze. W dodatku zarobione na tym co kocham. Szalone czasy, które wspominam dzisiaj z dużym sentymentem. Pięć dni w trasie, sobota na studiach, sobotni wieczór i niedziela w Myślenicach, żeby sie zresetować, a potem znowu w Polskę. Może i trwałoby to dłużej, gdyby nie fakt, że poznałam w międzyczasie swojego męża Marcina, a potem na świecie pojawiła się nasza córka Martyna i o takim „objazdowym” trybie życia już nie było mowy.

Chyba nie żałujesz?

Absolutnie. Po pierwsze dlatego, że założenie rodziny zupełnie przewartościowuje wszystko to, co człowiek uznaje za istotne i nawet nie wiem do czego mogłabym to porównać. Po drugie zaś ta teatralna ścieżka życiowa potoczyła się takim torem, że musiałabym mieć niesamowicie wygórowane plany życiowe, żebym uznała, że się nie spełniam, albo że czegoś mi jeszcze brakuje. Amatorski Teatr im. ks. kard. Karola Wojtyły, Amatorski Teatr Osób Niepełnosprawnych „TereN”, Teatr przy drodze. Udaje mi się tam być twórcą i tworzywem, bo łączę granie na scenie z reżyserowaniem.

Te cztery zespoły teatralne to również praca z bardzo rozmaitymi środowiskami i grupami wiekowymi. Bardzo różnią się Twoje metody przygotowań do spektaklu tych aktorów?

Wbrew pozorom są dosyć podobne, bo w każdym przypadku zanim przejdziemy do czytania i nauki tekstu potrzebna jest integracja grupy i wzajemne zapoznanie się jej członków. Chcemy wiedzieć co czują, co myślą i nawet niekoniecznie o samej sztuce. To bardzo ułatwia prace na scenie. Największe różnice w przygotowaniu spektaklu widać między grupą teatralną aktorów kilkuletnich, a tych starszych. Ta pierwsza jest oczywiście niesamowicie żywiołowa i nie lada sztuką jest utrzymanie jej uwagi przez dłużej niż 45 minut. Dlatego na początku podpisujemy taki „kontrakt”, na którym wyszczególnione jest wszystko czego robić na próbie nie wolno. Każde dziecko musi się pod nim podpisać i o dziwo, to działa. Natomiast efekt tych prób musi być taki sam jak w przypadku każdego teatru. Aktor musi „wejść” w rolę. „Kaszalot” musi na te kilkadziesiąt minut spektaklu stać się „kaszalotem” nawet jeśli jest kreowany przez bardzo młodą osobę.

Skoro jesteśmy przy jednym z Twoich sztandarowych spektakli czyli „Kaszalocie” Marty Guśniowskiej, to powiedz, gdzie tkwi tajemnica sukcesu przedstawienia, przy którym tak świetnie bawili się zarówno starsi jak i młodsi widzowie w MOKSie i nie tylko tam?

Komizm słowny, zabawne słownictwo i niecodzienne skojarzenia. Ta sztuka od razu, w trakcie czytania „kupiła” mnie i moich podopiecznych. Rzadko zdarza się, żeby powstał taki ponadpokoleniowy tekst. Dla mnie praca przy nim była wielką radością i dla dzieci również, bo niemal od razu złapały o co w nim chodzi.

Jakie dzieci trafiają do Twoich grup teatralnych? Przychodzą same z siebie, bo lubią występować, czy rodzice chcą je wypchnąć na scenę?

Zdarzają się przedstawiciele jednej i drugiej opcji, ale dosyć szybko przychodzi weryfikacja. Powiedziałabym, że wśród dzieci, które trafiają są dwa podstawowe zbiory. W pierwszym są ci, którzy przychodzą na próbę dwa razy - pierwszy i ostatni- bo zupełnie nie czują tego klimatu i po prostu wiedzą, że to nie dla nich. Druga to ci, którzy wchodzą na sto procent i angażują się całymi sobą.

Zdarza Ci się często trafić na taką „perełkę” aktorską, o której myślisz, że warto byłoby, żeby ktoś zauważył jej talent i żeby mogła kontynuować swoją drogę aktorską w dorosłym życiu?

Tak, miałam już kilka takich przykładów, że dziewczyna lub chłopak zaczynający przygodę aktorską, że tak ujmę pod moimi skrzydłami zdawał do szkoły aktorskiej i bardzo mnie to cieszy, że udało mi się kogoś zainfekować teatralnym bakcylem. Mało tego, przykłady jakiejś iskry bożej spotkałam też u wielu aktorów w Teatrze Osób Niepełnosprawnych i chyba każdy, kto był chociaż raz na Przeglądzie Osób Niepełnosprawnych w Myślenickim Ośrodku Kultury i Sportu przyzna, że ci ludzie potrafią wzruszyć, rozśmieszyć czy przykuć uwagę w niemniejszym stopniu niż profesjonalni artyści, chociaż środowisko teatralne cały czas broni się przed nazywaniem ich aktorami.

Reżyseria teatru dzieci i młodzieży na PWST we Wrocławiu, studium terapii przez sztukę przy Teatrze Ludowym w Krakowie, Pracownia Mistrzowska przy Centrum Edukacji Teatralnej w Krakowie, studia podyplomowe pedagogiki teatru na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego - wygląda na to, że Agnieszka Tola Słomka cały czas poszukuje, bo wymieniłem tylko część Twoich dyplomów.

Tak, można powiedzieć, że teatr mnie pochłania w stopniu, który świadczy o tym, że jest czymś więcej niż tylko pasją albo hobby. Potrafię jechać na drugi koniec Polski, żeby zobaczyć jakiś spektakl, o którym się mówi, albo który zbiera nagrody czy dobre recenzje. Żyję teatrem i nim oddycham i nie wyobrażam sobie, że mogło by go nie być. Jako reżyser staram się cały czas dowiadywać czegoś nowego i stąd u mnie to niekończące się dążenie do samodoskonalenia. Zresztą nie wiem czy określenie samodoskonalenie to dobre słowo, bo teatr dla mnie to przede wszystkim spotkanie z drugim człowiekiem, rozmowa, podzielenie się z nim emocjami, pytaniami, wątpliwościami. Może jakaś forma psychoterapii? Może „katharsis”?

Masz jeszcze czas na inne zainteresowania?

Zamiłowanie do podróży zostało mi jeszcze z czasów teatru „Kurtyna”. Każdą nadarzającą się okazję wykorzystuję, żeby zarzucić plecak na ramię i wyruszyć w poszukiwaniu ciekawych zakątków Europy albo wytchnienia i kontaktu z przyrodą w polskich górach. Lubię również jeździć na koncerty rockowe, bo jak się w młodości nasiąknie miłością do Doorsów, Kultu, Metalliki czy Zeppelinów, to tak łatwo ona nie przejdzie. Byłam na kilku edycjach Poland Rocka, wybieram się na tegoroczną. Podobało mi się Męskie Granie i tego typu muzyczne klimaty. Ponad wszystko jednak uwielbiam Queen, co zaczęło się gdy jako nastolatka dostałam kasetę „Miracle”.

Któreś z Twoich dzieci pójdzie w ślady mamy?

Martyna już poszła, bo przez kilka lat tańczyła w Zespole Pieśni i Tańca „Ziemia Myślenicka” i generalnie ma plany życiowe związane z aktorstwem. Jacka zdecydowanie bardziej ciągnie do sportu - piłki nożnej czy też boksu.

A pasja Twojego męża Marcina stała Ci się bliższa, gdy się poznaliście?

O nie. Doceniam, szanuję, ale „fanatykiem wędkarstwa” raczej nie zostanę.

TOP 10 ulubionych spektakli Agnieszki Toli Słomki:

  • 1. „1989” Teatr Słowackiego
  • 2. „Dziady”
  • 3. „SPARTAKUS - czyli miłość w czasach zarazy” Teatr Współczesny Szczecin
  • 4. „Calineczka” Arlekin Łódź
  • 5. „KOPCIUSZEK” Teatr Stary Kraków
  • 6. „My Way” Krystyna Janda
  • 7. „KWARTET”
  • 8. „REWOLUCJA KTÓREJ NIE BYŁO” Teatr 21
  • 9. „Debil” Teatr Słowackiego
  • 10. „Królowa śniegu” reż. Maciej Podstawny.

rozmawiał Rafał Podmokły