Aleksander Ożóg

Aleksander Ożóg

Co tu dużo gadać, tacy ludzie zawsze nas fascynują. Przeciętny człowiek ledwie pamięta tytuł filmu albo książki składający się z więcej niż czterech słów, czasem z trudem przypomina sobie hasło do skrzynki mailowej albo pin do karty bankomatowej, zaś Aleksander Ożóg zdaje się znać odpowiedzi na wszystkie pytania, a jego „twardy dysk” musi mieć pojemność wychodzącą poza skalę nawet najnowszych komputerów. Mieszkający w Myślenicach, Aleksander Ożóg wygrał już kilka odcinków „Jeden z dziesięciu”(ostatni nieco ponad miesiąc temu) oraz „VaBanque” i tylko patrzeć jak rozbije bank w kolejnych teleturniejach. Postanowiliśmy zapytać go o parę tajemnic tych sukcesów.

Czym na co dzień zajmuje się zwycięzca kilku odcinków teleturniejów „Jeden z dziesięciu” i „VaBanque”. I czy praca, którą Pan wykonuje pomaga w przygotowaniach do tego typu wyzwań?

W swojej dotychczasowej karierze zawodowej wykonywałem wiele różnych, często diametralnie odmiennych od siebie obowiązków, od asystenta audytora podczas audytów zagranicznych, przez staż w administracji skarbowej, pracę w finansach oraz bankowości inwestycyjnej, aż po pracę z Wydziale Spraw Obywatelskich Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego, którą wykonuję obecnie. Każde z tych doświadczeń stanowi ważną cegiełkę w moim zasobie wiedzy, choć nie ukrywam, że wiele informacji przyswoiłem na długo przed wejściem na rynek pracy. Natomiast na pewno moja praca zawodowa pomaga mi w treningu skupienia, szybkości zapamiętywania i przypominania sobie zapamiętanych informacji.

Jak się zaczęła ta przygoda? Ktoś Pana zachęcił czy też oglądając któryś z tych teleturniejów przyszła myśl „też bym tak umiał”?

Powiem troszkę nieskromnie, że od lat dziecięcych miałem szeroki zasób wiedzy. Rodzinną anegdotą stała się sytuacja, w której moja ciocia narzekała, że nie zdała egzaminu na studiach, podczas którego padło pytanie o to, jak poradzono sobie z plagą królików w Australii, a ja, mając 5-6 lat wyrecytowałem odpowiedź z pamięci, wprawiając domowników w zdumienie. Jednakże pomysł wzięcia udziału w teleturnieju nie pojawił się samoistnie i dopiero po namowach rodziny zdecydowałem się na wysłanie zgłoszenia do pierwszego mojego teleturnieju, jakim był „Jeden z dziesięciu”. Od tego momentu rozpoczęła się moja historia startów w teleturniejach. Gdyby nie impuls ze strony moich bliskich, możliwe, że nie znalazłbym się w miejscu, w którym jestem obecnie.

Oglądając triumfatorów tego typu turniejów odruchowo nasuwa się myśl, że pewnie byli prymusami w szkole i jechali na samych świadectwach z czerwonym paskiem. Potwierdza Pan?

I tak, i nie. W szkole podstawowej rzeczywiście oceny miałem celujące i startowałem w olimpiadach przedmiotowych. Potem jednak przestałem do tego przykładać wagę i skupiłem się n...

Artykuł dostępny tylko dla abonentów - pozostało 78%

Kup cyfrowe wydanie

Uzyskaj dostęp do wszystkich treści strony www
Pobierz całą treśc gazety w formacie PDF
Czytaj gazetę wcześniej niż w kiosku

W prenumeracie od 1,45 zł
Rafał Podmokły Rafał Podmokły Autor artykułu

Dziennikarz, meloman, biblioman, kolekcjoner, chodząca encyklopedia sportu. Podobnie jak dobrą książkę lub płytę, ceni sobie interesującą rozmowę (SPORT, KULTURA, WYWIAD, LUDZIE).