Cyrkowiec, showman i aktor

O Karolu Kaźnicy na łamach „Gazety Myślenickiej” pisaliśmy już 5 lat temu, a konkretnie zrobiła to nasza redakcyjna koleżanka Anna Ostafin. Z artykułu o obiecującym 15-letnim pasjonacie sztuki cyrkowej można było się dowiedzieć, że jego specjalnością jest iluzja (np. zmiana koloru kamizelki pod kotarą), ekwilibrystyka na wałku rola - bola (zachowanie równowagi na wałku, na którym kładzie się drewnianą deskę przy jednoczesnym wykonywaniu innych czynności np. żonglerki) czy flowerstick (obracanie kija między dwoma innymi mniejszymi tak, by nie upadł na podłogę), zaś nauka jednego numeru zajmuje Karolowi około 2, 3 miesięcy. Karol pragnął swoje umiejętności prezentować uczniom myślenickich szkół i przedszkolakom. W przyszłości widział się jako aktor teatralnym i jak podkreślał, cyrkowa sprawność i obycie ze sceną i widownią z pewnością mu się przydadzą. Prawdziwa pasja jednak nie umiera. Karol jej nie porzucił.
Miałeś zaledwie cztery lata, kiedy zafascynował Cię występ Cyrku Korona. Pamiętasz co konkretnie w trakcie tego show zawróciło w głowie małemu Karolowi?
Tak, oczywiście! To tak niezwykłe, że minęło tyle lat, a ja nadal pamiętam ten dzień. Dzień, który można powiedzieć „zaczarował mnie”, nastawił drogę mojego życia w przyszłości. Co urzekło? Myślę, że atmosfera, barwy, artyści, a w szczególności występ szczudlarzy i pokaz słoni. I tak już od ponad 15 lat jestem i trwam w cyrku, który jest moją pasją, miłością i życiem. Myślę, że to naprawdę cenne, aby mieć w codzienności tak niezwykły motor… motor motywacyjny, który jest naprawdę pomocny w lepsze i gorsze dni.
Od początku uważałeś, że cyrkowe sztuczki to coś, co mógłbyś robić sam?
Oj nie wiem czy od samego początku, bo przecież byłem wtedy dzieckiem, ale zdecydowanie mogło w tym coś być, bo gdy byłem mały lubiłem próbować, naśladować obejrzanych artystów, czy też oczywiście zwyczajnie bawić się w cyrk w domowym zaciszu.
Jak na twoją fascynację patrzyli najbliżsi? Mieli nadzieję, że Ci przejdzie, czy też całym sercem wspierali?
Muszę stwierdzić, że moi rodzice nie okazali mi nigdy obojętności, czy też tego, że nie chcą, abym miał taką pasję. Odkąd pamiętam wspierali mnie w tym. Jako dziecko zabrali mnie do cyrku, rozmawiali ze mną, starali się, gdy była okazja, abym mógł do tego cyrku dotrzeć. Tak zostało i w późniejszych latach, kiedy stałem się starszy i chciałem wyjeżdżać dalej, odkrywać cyrk za granicą. Moi rodzice dawali mi tą szansę, a jednocześnie myślę, że zobaczyli naprawdę dużo świetnych przedstawień, które sprawiły, że i oni polubili cyrk. Mają duże rozeznanie wśród tej sztuki, potrafią o tym rozmawiać. Myślę, że jestem szczęściarzem.
Skąd czerpałeś cyrkowy „know how”? Chodziłeś na lekcje czy też z korzystałeś jakichś tutoriali na Youtubie?
Miałem to wyjątkowe szczęście, że dostałem dużo pomocy od starszych, bardzo doświadczonych artystów, którzy często trenowali ze mną w cyrku; również od bliższych znajomych, dużo nauczyłem się też sam metodą prób i błędów, czy też obserwowaniem. W internecie jest dużo poradników choćby dla żonglerów, ale jednak nauka z kimś na żywo jest zawsze bezcenna.
Czy Twoim zdaniem trzeba mieć duszę urodzonego showmana, żeby robić to co Ty, czy też zdarzają się cyrkowcy – introwertycy?
Duszę urodzonego showmana… coś w tym jest! W cyrku są bardzo unikalne charaktery, trzeba umieć przede wszystkim przebywać z ludźmi, być z nimi w kontakcie. Ja wierzę w to, że można się z tym urodzić, ale nie wykluczam, że można i to nabyć przez doświadczenie.
Jakbyś określił ten rodzaj dyscypliny cyrkowej, który uprawiasz?
W tej chwili głównie zajmuję się żonglerką i klaunadą. Tym dyscyplinom poświęcam najwięcej swojego czasu. Natomiast oczywiście muszę wspomnieć o tym, że przygotowując własne przedstawienia robię więcej... z obowiązku, bo jednak show musi być różnorodne, a także musi ,,ileś” trwać. Dlatego pod własne przedstawienia zawsze przygotowuję dodatkowe numery ekwilibrystyczne czy z dziedziny iluzji... zawsze z dużą dbałością o oprawę. W cyrku również dyscypliny lubią się przenikać i jest to wielki pozytyw, ponieważ choćby w klaunadzie mogę wykorzystywać również inne umiejętność.
W wywiadzie sprzed 5 lat wspominałeś, że chcesz zostać aktorem teatralnym. To ciągle aktualne marzenie?
Tak, dokładnie. Teatr również od dziecka mnie zachwycał – jest to tak piękna przestrzeń. Z wielką radością mogę powiedzieć, że cały czas to podtrzymuje. Aktualnie jestem na pierwszym roku wydziału aktorskiego w Krakowie – świeżo po maturze. Są to studia, które bardzo mnie inspirują, sprawiają dużo radości i przyjemności na co dzień. Jest to też bardzo wyjątkowy kierunek, wymagający ciągłej pracy na emocjach, na swoim nastroju i oczywiście ciele. Ale bardzo cieszę się, że mogę to robić i jednocześnie łączyć swoje pasje.
Czy mógłbyś powiedzieć coś o przygotowaniu do numeru cyrkowego, nauce? Ile to trwa?
Oczywiście jest to zależne od dyscypliny, którą się wybiera. Przykładowo w przypadku akrobatyki nieraz jest to wiele lat ciężkiej i bolesnej pracy. Żonglerka czy ekwilibrystyka również zajmują dużo czasu. Wszelkie numery prostsze bądź też iluzję można przygotować szybciej. Znowu klaunada to też często praca nad swoim charakterem przez całe życie... zmienianie, korygowanie, uzupełnianie. Tak naprawdę ciężko jest określić ile czasu to zajmuje, bo w każdym przypadku jest inaczej. Wszystko zależy od predyspozycji i zaangażowania. Niejednokrotnie wystąpić można szybko, ale dojście do perfekcji zajmuje lata! Mimo, że występuje – z pełną pokorą mówię, że ja na pewno potrzebuje jeszcze tych lat, ale jestem dumny z moich szans i doświadczeń oraz tego, że postępy są zauważalne.
Czy uważasz, że cyrk jest wyjątkowym, pięknym światem?
Najpiękniejszym! Cyrk daje radość, zachwyca, wzrusza... jest to bardzo wyjątkowa, ulotna i szczera sztuka. Tam wszystko dzieje się naprawdę... na żywo... na oczach publiczności. Artysta musi być pewny tego co robi, nie może zwątpić w swoje ,,potrójne salto”. Jednocześnie wyjątkowe jest też to, że cyrk jest bardzo otwartym światem, gdzie spotykają się kompletnie różne osobowości i na każdego znajdzie się miejsce.
Czy dalej tak podróżujesz, jak wtedy, gdy udzieliłeś dla nas ostatniego wywiadu?
Przez te lata wiele się zmieniło, ale podróże nadal są bardzo ważne w moim życiu – chyba nawet bardziej niż wtedy... każdego roku odwiedzam cyrkowe firmy w kilkunastu państwach. Rocznie oglądam około 120-140 spektakli w odwiedzonych około 70-80 cyrkowych firmach pokonując tysiące kilometrów. Oglądam przedstawienia, rozmawiam, poznaję nowych ludzi, odwiedzam przyjaciół, i tak dalej... Moje cyrkowe podróże dają mi przede wszystkim wielkie szczęście i zawsze dziękuję losowi, za to w jak piękne miejsca mnie prowadzi. Aktualnie przygotowując ten wywiad dla „Gazety Myślenickiej” przebywam w Monako celebrując najsławniejszy na świecie Festiwal w Monte Carlo. Jak co roku jest tu wspaniale, to miejsce, gdzie spotykają się najlepsi z najlepszych, a dodatkowo jest to oczywiście wielkie święto naszego świata cyrku.
Jak często występujesz na obecnym etapie swojej kariery estradowo – scenicznej?
Trudno dokładnie określić... występuję zawsze, gdy nadarzy się szansa i mam czas. Muszę pamiętać, że wszystko trzeba pogodzić ze studiami, podróżami i innymi życiowymi kwestiami. Czasami występuję ze swoimi własnymi, kompletnymi przedstawieniami, czasami, gdy trafi się jakiś event bądź inne okazje okolicznościowe, bądź w miejscach takich jak np. przedszkola, domy kultury. Jeśli mam czas jadę występować u moich przyjaciół w Cyrku Safari... w tamtym roku w lecie można było mnie oglądać w Parku Rozrywki Energylandia, gdzie zrealizowałem pierwszy dłuższy i tak intensywny kontrakt. Muszę przyznać, że było to bardzo ciekawe i cenne doświadczenie oraz duża lekcja. Jestem także gotowy na nowe i na dalszy rozwój.
O czym marzy Karol Kaźnica – cyrkowiec? O angażu do Korony, Zalewskiego, Areny czy też do jakiegoś hiszpańskiego, węgierskiego albo niemieckiego giganta cyrkowego, na których występy tak chętnie jeździsz?
Myślę, że to ,,gdzie” nie ma tu największego znaczenia – choć oczywiście każdy chciałby trafiać w coraz to lepsze miejsca, ale… moim marzeniem jest po prostu, żeby być czynnym w mojej pasji, abym zawsze miał możliwość realizacji siebie, również, aby cyrk dawał mi zawsze moc szczęścia, którą mam teraz, żeby zawsze były te ,,motyle w brzuchu” i mam nadzieję, że światem nie zawładnie tak bardzo nowoczesność, sztuczna inteligencja, itp. Liczę, że cyrk zawsze będzie miał swoich widzów! Warto wspierać prawdziwą sztukę, której nic nigdy nie zastąpi.
Zapytam trochę prowokacyjnie. Czy warto jeszcze w dzisiejszych czasach chodzić do cyrku?
Oczywiście, wspierajmy dziedzictwo prawdziwej czystej sztuki. I w aktualnych czasach nie zapominajmy, że to co dzieje się na żywo jest najważniejsze! A dodatkowo oczywiście cyrk to wspaniała rozrywka dla dużych i małych, ponieważ jest to sztuka dla widzów w każdym wieku. Przykre jest to, że w Polsce utarło się, że cyrk jest tylko dla dzieci... Zagranicą jest kompletnie inaczej. Dowodem na to jest fakt, że na galowych spektaklach wieczornych czasami nie spotkamy dzieci i ogólnie jest więcej osób dorosłych, którzy potrafią zachwycić się cyrkiem.
Jak brzmiałaby Twoja rada dla kogoś kto chciałby pójść Twoim śladem?
Żeby przede wszystkim się nie bać. Iść do cyrku, dowiedzieć się więcej na jego temat i zacząć rozmawiać z ludźmi. Myślę, że dzięki temu, iż świat cyrku był dla mnie otwarty mogłem tak bardzo się rozwinąć i wejść głębiej w tę sztukę.
Czego Ci życzyć w perspektywie roku, dwóch czy pięciu najbliższych lat?
Nieustannej miłości do tej sztuki, dalszego rozwoju, dobrych kontraktów, kolejnych wspaniałych cyrkowych przygód i spełniania marzeń. Tego i ja życzę drogim Czytelnikom... Spełniajcie swoje marzenia i idźcie swoją drogą w życiu – to jeden z kluczy do szczęścia.
rozmawiał Rafał Podmokły
