Ośmiotysięcznik to mój cel

Ośmiotysięcznik to mój cel
Fot. Myślenice iTV

Moim marzeniem jest zdobycie ośmiotysięcznika - mówi ksiądz Jan Bukowiec, himalaista, alpinista, rektor kościoła pod wezwaniem Matki Boskiej Ostrobramskiej w Więciórce

Jego życiową pasją jest posługa duszpasterska. Dopiero na drugim miejscu są wyprawy górskie, ma na koncie takie szczyty jak Aconcagua (6960m n.p.m.), McKinley (6190m n.p.m.), czy kilkakrotnie najwyższą górę Europy - Mont Blanc (4808m n.p.m.). Jak godzi obowiązki kapłańskie z górskimi eskapadami i jak wygląda zdobywanie największych gór świata?

Jak zaczęła się księdza przygoda z górami?

Pochodzę z terenów górskich, więc naturalnym wydaje się zainteresowanie naturą i chodzeniem po górach, już od dziecka organizowało się różnego rodzaju wyprawy, a poważniejsze podróże zacząłem od czasów seminarium. Pierwszym takim szczytem był Elbrus (5642 m n.p.m.), co do którego trwają spory, czy jest on najwyższą górą w Europie (położony jest w północnej części Kaukazu - przyp.red.). Z mojej ekipy liczącej pięć osób, trzy weszły na szczyt, dwóm z różnych powodów niestety to się nie udało.

Warunki były trudne. Z naszej trójki ja pierwszy samotnie zdobyłem szczyt o poranku, a pozostałych dwóch towarzyszy zameldowało się na tej górze tego samego dnia po południu. Góry to loteria - nigdy nie wiadomo, co może cię spotkać.

Jak często wybiera się ksiądz na górskie eskapady?

Staram się, aby przynajmniej raz w roku zorganizować poważniejszą wyprawę, ale jeśli tylko mogę częściej, to korzystam z możliwości. Należę do kandydatów Grupy Podhalańskiej GOPR-u, więc jak jest okazja gdzieś wyjechać, to chętnie to robię. Oczywiście chciałoby się cały czas ruszać w Alpy czy Himalaje, ale niestety czas i finanse na to nie zawsze pozwalają, dlatego wybieram również często polskie Tatry, gdzie przecież też jest okazja poćwiczyć.

Z jakimi opiniami ludzi spotyka się ksiądz na co dzień? Czy są to tylko słowa uznania, szacunku, czy zdarzało się, że ktoś niechętnie odnosił się do górskich wycieczek?

Jak zacząłem posługę duszpasterską w Więciórce, to przełożony mojej wspólnoty zakonnej (zgromadzenie zakonne Salwatorianów – przyp.red.) ks. Dariusz Sikorski SDS namówił mnie do zorganizowania w wiosce spotkania, gdzie wraz z moją ekipą przedstawiliśmy relacje z naszych wypraw. Zastanawiałem się, czy ktoś w ogóle przyjdzie na takie wydarzenie i byłem w szoku, gdy podczas wystąpienia nasz kościół wypełnił się w całości ludźmi, nawet starszymi. Wszyscy byli ciekawi, jak to wygląda i na czym dokładnie polega zdobywanie wysokich szczytów. Co do negatywnych opinii to oczywiście nieraz nie wiemy, co naprawdę człowiek myśli, ale szczerze mówiąc nie spotkałem się z jakimś komentarzem czy wypowiedzią krytykującą moją działalność górską.

Jak pogodzić służbę duszpasterską ze zdobywaniem korony Ziemi?

Rzecz jasna to jest trudne (śmiech). Podróże w góry traktuję jako miły dodatek, ale to służba jest dla mnie najważniejsza. Jakoś udaje się to pogodzić - ludzie wiedzą, że wyjeżdżam, informuję ich o tym; zawsze, gdy mnie nie ma, to jest tu jakiś zastępca. Gdy parafianie przychodzą do kancelarii ustalić datę ślubu czy innej uroczystości, to od razu patrzę w kalendarz i gdy widzę, że mam wtedy wyjazd, mówię im o tym i zapewniam, że wszystko odbędzie się w planie, tylko po prostu sakramentu udzieli im inny kapłan.

Zdobywanie wysokich szczytów nie jest łatwą umiejętnością. Jak radzi sobie ksiądz z niedoborem tlenu, stromymi wzniesieniami i niepewnością związaną z tym, co może spotkać człowieka na kolejnej grani?

Mam taką zasadę, że im trudniej, tym lepiej. Oczywiście zdobywanie wysokich gór jest bardzo trudnym zadaniem, wymaga to odpowiedniego doświadczenia i profesjonalnego sprzętu. Kiedy warunki są fatalne i nie da się wspinać, to nie pozostaje nic innego, jak pozostanie w bazie i czekanie na poprawę pogody - no chyba, że zależy ci na tym, żeby nie wrócić. Na dużych wysokościach człowiek czuje się fatalnie, wielu ludzi wymiotuje, odczuwa bóle głowy, osłabienie. Brak tlenu to też wielkie ryzyko dla życia, lecz skutki każdy odczuwa indywidualnie, jedni znoszą to lepiej, inni gorzej. Dotychczas dosyć dobrze znoszę duże wysokości. Naturalnie na te najwyższe szczyty bierze się ze sobą butle tlenowe, ale według mojego zdania używa się ich tylko w momentach bezpośredniego zagrożenia życia. Jak się wybiorę na ośmiotysięcznik, to na pewnie będę je miał w zestawie, ale korzystanie z nich non stop nie jest wskazane. Według mnie jeśli ktoś wie, że dalej nie da rady się wspinać, to lepiej niech odpuści.

Zdobycie jakiego szczytu sprawiło księdzu największą przyjemność?

Zdecydowanie wejście na najwyższą górę Ameryki Północnej - McKinley, którą uważa się też za najzimniejszy szczyt na świecie. Nasza grupa liczyła trzy osoby, a żeby mieć w ogóle szansę podjęcia się tego wyzwania, trzeba było uzyskać wcześniej pozwolenie, które w dużej mierze przyznawało się za zdobyte doświadczenie i sukcesy górskie. Samo dotarcie do podnóża szczytu już było trudne - góra znajduje się przecież na Alasce. Na miejscu założyliśmy obóz, trafiliśmy na dobrą pogodę, mieliśmy więc szczęście. Frajdę sprawił mi fakt, że przewodziłem całej wyprawie a także to, że udało nam się później zdobyć ten szczyt, co wcale nie jest łatwe. Spotkałem himalaistów, którzy mają na koncie ośmiotysięczniki, a nie udało im się wejść nigdy na McKinley. Ja na początku też miałem wątpliwości, czy to się uda.

Jaka była najdramatyczniejsza sytuacja, z jaką się ksiądz zetknął w górach?

To było właśnie w czasie mojej pierwszej wyprawy - na Elbrus. Wiadomo, dopiero zaczynałem, nie miałem dużego doświadczenia, także sprzęt w większości był pożyczony. Kiedy zdobywałem szczyt, to podczas trawersowania moje raki nie wbiły się odpowiednio w lód; próbowałem stanąć i w pewnym momencie noga tak mi pojechała, że obróciło mnie o pół kroku - na szczęście zachowałem pozycję, bo gdybym się nie utrzymał, mogło być różnie. W górach czyha tak wiele niebezpieczeństw, że nie da się przewidzieć, co może się wydarzyć. Ryzyko zawsze występuje.

Zachęca ksiądz swoich parafian lub znajomych do górskich eskapad? Organizuje ksiądz jakieś spotkania, warsztaty?

Od samego początku pobytu w Więciórce widziałem u ludzi chęć aktywności fizycznej. Co roku organizujemy tutaj piesze pielgrzymki do Kalwarii Zebrzydowskiej. Także gdy są pojawiają się chętni do jakichś wypraw, to staram się pomagać, inicjować wyjazdy, oczywiście zachowując określone granice, tak, aby nikomu nic nie zagrażało. Aranżuję też z kolegami w różnych miejscowościach pokazy, warsztaty, relacje z podróży, podczas których opowiadamy o swoich wyprawach i pokazujemy, jak wyglądają wspinaczki, czy jakiego sprzętu używamy.

Ma ksiądz już jakieś cele na najbliższą przyszłość związane z górami?

Moim marzeniem jest zdobycie ośmiotysięcznika, gdyż jeszcze żadnego nie mam na koncie. Praca na takich szczytach to mój cel, chciałbym go kiedyś osiągnąć i zdobyć chociaż najprostszą górę o tej wysokości. To nie są proste góry; wymagają też dużego nakładu finansowego. Ale może kiedyś się uda.

Adrian Burtan Adrian Burtan Autor artykułu

Pasjonat mediów, bloger, wielbiciel historii i sportu, który inspiracji szuka podczas rozmów i obserwacji ludzi (WYDARZENIA).